Sytuacja po akcji Zemsta

II batalion 27 pp powrócił w lasy złotopotockie prawdopodobnie 3 września. Rozpoczął się nowy etap działalności jednostki o której niestety niewiele wiemy.

     Z całą pewnością kondycja fizyczna żołnierzy, po prawie dwóch tygodniach marszu podczas którego pokonano ok. 220 kilometrów, była zła. Jeden z pierwszych postojów urządzono w okolicach Apolonki. Lekarz batalionu Burchard badał najbardziej narzekających i zalecał im odpoczynek. Dowódcy nie sprzeciwiali się bowiem służba w oddziałach była ochotnicza.
     Fala zwolnień sprawiła, że w lesie pozostało niewiele więcej niż połowa pierwotnego stanu jednostki. Kompanie II batalionu już wcześniej pod względem liczebności były kadrowe. Teraz dowództwo słusznie uznało, że utrzymywanie sześciu kompanii batalionu będzie czysto iluzoryczne.
     Większość relacji podaje, że po urlopowaniu części żołnierzy w lesie pozostały dwie kompanie w których zgrupowano wszystkich pozostających. Były to dotychczasowa 4 kompania por. Jerzego Kurpińskiego „Ponury” oraz 6 kompania por. Henryk Szopińskiego „Łoś”.
     Reorganizacja wprowadziła jednak pewne zamieszanie w numeracji II batalionu. Kompania „Ponurego” otrzymała numer 1, a kompania „Łosia” 2. Zgodnie z planem Odtwarzania Sił Zbrojnych numery te były przewidziane dla I batalionu 27 pp odtwarzanego przez Obwód Radomsko. Co więcej w późniejszym okresie powołano 3 kompanię.

7 wrzesień 1944r. – Złoty Potok i Janów

Zapewne pierwszą akcją po zakończeniu akcji Zemsta było opanowanie Złotego Potoku i Janowa. W akcji wzięły udział zapewne większe siły partyzantów, ale nie jesteśmy w stanie podać gdzie wystawione zostały ubezpieczenia.

Pałac w Złotym Potoku

     Z całą pewnością główny ciężar akcji wzięły na siebie dwie grupy. Jedna z nich pod dowództwem por. Henryka Szopińskiego „Łoś” miała za zadanie zablokować swoim ogniem Niemców kwaterujących w pałacu Raczyńskich w Złotym Potoku. Niestety część relacji podaje, że celem był dwór w Złotym Potoku, ale to niemożliwe (różnice co do budynków widać na zdjęciach) bowiem tam już na początku okupacji zostali wysiedleni z pałacu właściciele dóbr – Raczyńscy.
     Druga grupa (nie wiemy pod czyim dowództwem) miała za zadanie opanować Janów. Prawdopodobnie jej zadaniem było także ubezpieczanie z kierunku Częstochowy. Grupa ta opanowała także budynek gminy oraz pocztę. Zniszczono tam ewidencję ludności oraz dokumentację kontyngentową, a z kasy zabrano ok. 20 tysięcy złotych.

Złoty Potok dwór

     Zablokowanie Niemców w budynku pałacu pozwoliło na rekwizycję niezbędnych materiałów z majątku. Zarekwirowano łącznie 15 sztuk bydła i  25 świń, które umieszczono u zaprzyjaźnionych gospodarzy –z tych „zapasów” korzystano systematycznie w późniejszym czasie.  Dodatkowo na dwóch furmankach wywieziono jaja, papierosy, materiały na ubrania i skóry. Szczególnie te ostatnie były dla oddziałów cenne wobec zbliżających się jesiennych deszczy.

9 wrzesień 1944r. - Staropole

Niewiele wiemy o przebiegu samej akcji kolejowej, ale przedstawiamy jej okoliczności.

     Kompanie przeprowadzają akcję kolejową na linii kolejowej Częstochowa – Kielce (koło wsi Staropole). Prawdopodobnie nie doczekały się na wojskowy transport i odchodząc wysadzono jedynie kilkadziesiąt metrów toru kolejowego.

11 wrzesień 1944r. - obława

W lasach złotopotockich znalazł się Samodzielny Batalion Partyzancki „Skała” z Okręgu Kraków, ale trafił w sam środek niemieckiej obławy.

     Oddział wykonywał rozkaz marszu na pomoc Warszawie, ale teren lasów został po ostatnich akcjach II batalionu objęty obławą. Bitwa batalionu „Skała” została opisana w osobnej części.

     Batalion ostatecznie wydostał się z terenu objętego obławą i znalazł się w części lasów w których kwaterowała 4 kompania II batalionu 27 pp. Por. Kurpiński „Ponury” udzielił jednostce niezbędnej pomocy m.in. rannych umieszczono na konspiracyjnych kwaterach oraz przekazano batalionowi 2 tysiące sztuk amunicji.
     Prawdopodobnie 12 września obie jednostki opuściły teren obawiając się, że niemiecka obława może objąć także lasy w których kwaterowali.

Koniec września - druga koncentracja

Wszystko wskazuje na fakt przeprowadzenia pod koniec września 1944r. drugiej koncentracji 7 Dywizji Piechoty, która odbyła się w lasach włoszczowskich.

     Miała ona miejsce w lasach między Włoszczową, Olesznem i Kluczewskiem. Przebywał tam dowódca 7 Dywizji Piechoty Gwido Kawiński „Czesław” i zgrupowały się wszystkie cztery bataliony dywizji.
     Po walce II batalionu 74 pp pod Kozią Wsią (28 września 1944r.) dowództwo dywizji i bataliony przesunęły się w okolicę bunkrów na Pękowcu.
     Sytuację tą wykorzystał dowódca dywizji, który 29 września, utworzył formalnie dowództwo 74 pułku, na jego czele mianując mjr Hipolita Świderskiego „Jur”, „Szary”. Prawdopodobnie w tym samym czasie podjęte zostały decyzje co do utworzenia dowództwa 27 pułku.
     Być może w tym samym czasie podjęto także decyzje o zmianach w II batalionie 27 pp. Odwołany został z funkcji dowódcy batalionu mjr Paweł Bierzyński „Roch”, a jego miejsce zajął dotychczasowy zastępca dowódcy batalionu: kpt. Kazimierz Dąbrowski "Cichy". Po rozwiązaniu koncentracji batalion powrócił na teren lasów złotopotockich.

Wrzesień/październik 1944r. – egzekucje

Na przełomie września i października teren w którym kwaterował II batalion objęty został kolejną niemiecką akcją pacyfikacyjną o kryptonimie „Waldkater” („Leśny Kocur").

     Batalion wymykając się obławom nie podjął walki. Ujęto jednak trzech żołnierzy z jednostki SS biorącej udział w pacyfikacji. Część relacji podaje, że było to trzech Belgów natomiast w innych znajdujemy informacje, że dwóch było Niemcami, a Belgiem był tylko jeden z pojmanych. Po przeprowadzeniu sądu wszystkich rozstrzelano.
     W tym samym czasie pojmano także byłego żołnierza batalionu, który trudnił się teraz bandytyzmem. Także on został rozstrzelany.

Demobilizacja – oddział „Basa”

8 października 1944r. płk Karol Gwido Kawiński „Czesław”, dowódca 7 DP, wydał rozkaz w którym określił czas i miejsce urlopowania i melinowania żołnierzy poszczególnych kompanii. 

Żołnierze oddziału "Basa"

     Około połowy października rozpoczęto proces demobilizacji żołnierzy, który trwał prawdopodobnie do 25 października. W lesie pozostało jedynie około 50 żołnierzy pod dowództwem ppor. Stanisława Bączyńskiego „Bas”. W grupie tej znajdowała się, licząca ok. 10 ludzi grupa żołnierzy wysiedlonych z podwarszawskich miejscowości (Rejon I - "Marianowo- Brzozów" – Legionowo), którzy znaleźli się w Częstochowie i nawiązali kontakt z organizacją.
     Zastępcą Bączyńskiego został podchorąży NN „Dół”. Oddział podzielono na dwie drużyny, którymi dowodzili: pierwszą – podchorąży NN „Orzeł”, drugą podchorąży NN „Trop”.
     Samodzielne istnienie oddziału trwało niedługo bowiem już na przełomie października i listopada wszedł on formalnie w skład nowo powołanej 3 kompanii II batalionu 27 pp, której trzon stanowił oddział „Twardego”. Mimo formalnej podległości oddział „Basa” kwaterował często osobno choć także dla niego ostoją były leżące na skraju lasu kompleksu leśnego wsie: Podlelowie, Bystrzanowice czy Konstantynów. Z biegiem czasu spadała także liczebność tego oddziału choć należy wspomnieć, że dołączali także nowi, jak zbiegli z niemieckiej niewoli dwaj Anglicy.

Zrzut lotniczy

Już w trakcie demobilizacji, w nocy z 16 na 17 październik 1944r., batalion przyjął zrzut lotniczy.

     Zgodnie z materiałami nastąpił on na placówkę zrzutową „Ogórek” 9 km na zachód od Janowa, Obwód Częstochowa. Dokładnie zlokalizowana jest ona na polach Bystrzanowic. Przyjęto: 4 km, 18 pm, 4 piaty, 24 pistolety, 24 granaty ręczne, 10 granatów przeciwpancernych, 2 paczki mundurowe, 100 kg plastiku. 

     Zapewne w przyjęciu zrzutu wzięły wydzielone oddziały batalionu. Faktem jest, że część uzbrojenia oraz znajdujące się w paczkach mundury przekazano pozostającemu w lesie oddziałowi „Basa”. Odtąd większość jego żołnierzy umundurowana była w angielskie mundury.

Utworzenie 3 kompanii II batalionu 27 pp

Prawdopodobnie w połowie października dociera do lasów złotopotockich oddział ppor. Stanisława Wencla „Twardy” (Okręg Śląsk), który chce tu przetrwać zimę. W czasie trwającej demobilizacji miejscowych oddziałów powoduje to nową sytuację.

S.Wencel "Twardy"

     Z racji, że oddział „Twardego” miał odtąd przebywać na terenie Obwodu Częstochowskiego unormowano jego podległość. Formalnie wszedł on w skład miejscowych struktur Armii Krajowej. Dowódca II batalionu kpt. Kazimierz Dąbrowski „Cichy” utworzył z oddziału „Twardego” 3 kompanię II batalionu i jednocześnie podporządkował mu oddział ppor „Basa”. Formalnie 3 kompania istniała w składzie I batalionu, ale ze względu na sytuację wojenną nie zwracano na to uwagi i niejako zdublowano numerację. Oddziały stanowiły jedną kompanię, ale wiele zadań wykonywały osobno.       Kompania liczyła w październiku 160 żołnierzy (łącznie z plutonem „Basa”).  Systematycznie trwała jednak akcja demobilizacji żołnierzy, którzy odsyłani byli na kwatery ze względu na zbliżającą się zimę. Już w grudniu kompania liczyła 47 żołnierzy, a w styczniu 1945r. – 33.

Koniec października – lądowanie sowietów

Prawdopodobnie pod koniec października w okolicy Kaczych Błot zrzucona została sowiecka grupa rozpoznawcza pod dowództwem kpt. Fiodorowa Pochromienki. 

     Zgodnie z planem jej miejscem działania miały być lasy lublinieckie, ale przez błąd pilota została zrzucona w lasach złotopotockich. Liczący 12 żołnierzy oddział znalazł się w nieznanej okolicy, a na dodatek podczas lądowania nogę złamała radiotelegrafistka „Aneczka”. Tuż po zrzucie z sowietami kontakt nawiązał oddział „Twardego” kwaterujący niedaleko. To dzięki żołnierzom AK udzielono pierwszej pomocy radiotelegrafistce, którą umieszczono później na kwaterze w Mełchowie. Tam złamane kości nastawił jej lekarz i tam przebywała pod opieką struktur placówki do wyzdrowienia.
     „Twardy” zawarł porozumienie z sowietami. Zobowiązał się przekazywać do grupy sowietów zbiegłych z niemieckiej niewoli, a także umożliwić nawiązanie kontaktu z Armią Ludową. Żołnierze „Twardego” brali także udział w wyprawach sowietów w kierunku lasów lublinieckich gdzie prowadzono rozpoznanie umocnień. Zresztą sam „Twardy” przekazał Pochromience dokładny plan umocnień rejonu Ogrodzieniec-Żarki, który dostarczył Mieczysław Lipka z Ogrodzieńca. Dowódcy zobowiązali się także do wzajemnego wsparcia w przypadku niemieckiego ataku.
     Prawdopodobnie w późniejszym czasie oddział „Twardego” zlikwidował jednego Sowieta (zapewne uciekiniera z niewoli), podejrzanego o współpracę z Niemcami.

9 listopad 1944r. – polowanie na Schuberta

9 listopada ( w materiałach historycznych podawane są także daty 7 i 8 listopada) zastrzelony został niemiecki żandarm z Żarek, który wychodził cało z dotychczasowych zasadzek. Przedstawiamy tu historię kilkumiesięcznych prób jego likwidacji.

Pierwsza próba

     W połowie 1942r. w Żarkach pojawił się Julian Schubert. Ten volksdeutsch, pochodzący z Władysławowa w powiecie radomskim, dostał przydział do posterunku żandarmerii, gdzie został zastępcą komendanta. Wkrótce wsławił się w najbliższej okolicy morderstwami na ludności cywilnej i otrzymał przydomek „krwawy Julek”. Zamordował np. przed własnym domem w Niegowej ojca Bartosików, którego synowie służyli w oddziale partyzanckim. Działalność renegata sprawiła, że wydany został na niego wyrok śmierci.
     Pierwszą próbę likwidacji podjął oddział partyzancki (utworzony w Placówce Niegowa) Bronisława Bartosika „Zygmunt”, który wchodził w skład oddziału partyzanckiego ppor. Jerzego Kurpińskiego „Ponury”. Była to niejako zemsta bowiem Schubert zamordował ojca Bartosika. Niestety nie znamy dokładnej daty akcji, prawdopodobnie było to w maju. Partyzanci chcieli zorganizować zasadzkę między Żarkami i Niegową koło Czarnego Kamienia. Niestety nie zachowano należytej ostrożności albo o przedsięwzięciu dowiedzieli się Niemcy bowiem to oni przygotowali zasadzkę na partyzantów jadących na akcję. Koło Tomiszowic partyzanci zostali ostrzelani i w wyniku walki zginęło pięciu ludzi. Sam dowódca był ranny, ale pozostałym partyzantom udało się go wynieść z miejsca zasadzki.

Druga próba

     Do kolejnej akcji doszło w czerwcu i tym razem partyzanci przygotowali się do bardzo dobrze. Całą operacją dowodził ppor. Jerzy Kurpiński „Ponury” (oddział Bartosika wchodził w skład jego zgrupowania). W nocy z 12/13 czerwca (niektóre materiały podają, że było to 15/16) oddział „Ponurego” opanował Janów rozbił urząd gminy w którym spalono akta kontyngentowe i spisy osób przeznaczonych na wywózkę do Niemiec. Przeprowadzono też rekwizycję w restauracji miejscowego volksdeutscha a on sam został pobity. Liczono, że z meldunkiem o sytuacji uda się on na posterunek żandarmerii w Żarkach co też się stało. Partyzanci spodziewali się, że Niemcy pojadą rankiem do Janowa i dlatego urządzili zasadzkę na drodze z Żarek, na Ostrężniku. Zasadzkę przeprowadzał oddział „Ponurego” w skład którego wchodziła grupa „Zygmunta”.
     Przed południem na szosie ukazał się samochód osobowy. Ostrzelany wpadł do rowu, ale Niemcy bardzo szybko zajęli stanowiska obronne. Już na początku starcia zabity został oberleutnant Schmidt., komendant posterunku żandarmerii w Żarkach. Bronili się jeszcze dwaj inni, ale i oni zostali wkrótce zlikwidowani. Uratował się jedynie żandarm Mertis (był jedynie ranny w rękę) nazywany w okolicy „Maniuś”.
     Wśród zabitych nie było Schuberta, ale zlikwidowanie Schmidta (komendant posterunku) miało konsekwencje dla dalszych działań. Na stanowisko komendanta żandarmerii przeniesiony został z Buska Jan Bresinschek, Jugosłowianin z Gratzu. Część materiałów podaje jego „spolszczone” nazwisko – Brzeźniok. Pod pseudonimem „Basil” już w Busku współpracował z Armią Krajową. Po przybyciu do Żarek kontakt z nim nawiązał ksiądz Serafin Opałko „Zygmunt” zajmujący się wywiadem w Placówce Żarki. Jako przełożony Schuberta „Basil”, starał się hamować jego zapędy. Nalegania wydały się Schubertowie na tyle podejrzane, że przekazał swoje spostrzeżenia władzom zwierzchnikom.

Trzecia próba

Schronisko gdzie był magazyn broni

     Kwaterująca w Podlelowie 3 kompania otrzymała informację od Placówki AK w Żarkach (przywieźli ją Marian Kuliś i Józef Starostecki), że niemiecka ekspedycja żandarmów z Żarek jedzie do Złotego Potoku w celu odbioru kontyngentów. Wśród nich ma być Julian Schubert – żandarm na którego od dawna polowali partyzanci.
     Por. „Twardy” zarządził alarm. Do akcji wybrał 45 żołnierzy. Podzielono ich na 3 drużyny, którymi dowodzili: 1 drużyna - ppor. Stefan Bączyński „Bas” (jednocześnie zastępca „Twardego”, 2 drużyna – Zenon Pazera „Danko”, 3 drużyna – Jan Kocur „Kotek”. Uzbrojenie stanowiły 3 rkm, 17 pistoletów maszynowych i karabiny. „Twardy” wezwał także trzech zdemobilizowanych żołnierzy „Ponurego”: Stefana Karonia (pochodził z Żarek) oraz „Mesjasza” i „Juhasa” – którzy znając żandarma mieli zająć się rozpoznaniem oraz Stefana Karonia (stróż w Pstrągarni w Złotym Potoku, mieszka w jedynym poza Tatrami schronisku Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego – utworzone przez Raczyńskich w 1935r., gdzie na poddaszu ganku znajduje się m.in. konspiracyjny magazyn broni).

     Wyruszono około godziny 14 i przez Bystrzanowice Dwór, Hucisko i Góry Gorzkowskie dotarto, ok. godz. 15 na miejsce zasadzki. Wybrano na nią drogę Złoty Potok – Żarki w okolicach wzgórza Ostrężnik, na tzw. „Diabelskich Mostach”. Droga ma tutaj kształt litery S i „Twardy” urządził zasadzkę w jej środkowej części.
Rozpoczęto przygotowania do akcji. „Mesjasz” został wysłany do Złotego Potoku w celu obserwowania żandarmów. Oddział został rozlokowany według następującego ustawienia. Czoło zasadzki stanowiła drużyna „Basa”, która zajęła stanowisko po wschodniej stronie drogi. W środku ugrupowania, na wzniesieniu górującym nad szosą, zaległa drużyna „Dańki”. Przy tej drużynie swoje miejsce miał „Twardy”. Drużyna „Kotka” zamykała teren zasadzki, a jej stanowiska dochodziły prawie do drogi. Z drugiej strony drogi była głęboka kotlina, za nią strome zbocze dużego wzgórza, porośniętego lasem. Na tym wzgórzu ulokowanych zostało sześciu dobrych strzelców pod dowództwem Karonia, których zadaniem było wystrzelanie wycofujących się Niemców. Akcję miał rozpocząć rkm obsługiwany przez podchorążego „Doła”, z drużyny „Basa”, gdy pierwszy wóz znajdzie się w określonym miejscu.

Partyzanci przy Diabelskich Mostach

     Około godziny 16 na miejsce zasadzki dotarła łączniczka, która przekazała wiadomość od „Mesjasza”: niemiecka ekspedycja w sile dwunastu żandarmów i dziesięciu granatowych policjantów popija we dworze w Złotym Potoku, jest w niej Schubert oraz komendant żandarmerii z Żarek. Ta ostatnia informacja nie była dobra bowiem rozkazy przełożonych jasno mówiły, że współpracującego z ruchem oporu żandarma należy oszczędzić. Mimo to „Twardy” postanowił przeprowadzić akcję licząc, że Bresinschek uniknie śmierci. Łączniczka została odesłana po dalsze informacje.
     Nie wiemy ile trwało jeszcze dalsze oczekiwanie, ale wreszcie do oddziału dotarł „Mesjasz” i łączniczka, którzy zameldowali, że ekspedycja wyruszyła z dworu. Pierwsza jechała bryczka, a za nią wozy. Kiedy kolumna znalazła się w miejscu zasadzki „Dół” rozpoczął ogień ze swojego rkm. Przez kilkanaście sekund strzelali na ten znak wszyscy partyzanci. Ta salwa zmiotła ekspedycję z wozów i nim zdążyli oni przygotować obronę partyzanci znaleźli się na drodze.
Ukryci w rowie policjanci granatowi, krzyczeli, że się poddają. Z dziesięciu biorących udział w ekspedycji partyzancka salwa zabiła czterech. Pozostali (w tym jeden ranny) poddali się. Jeden z nich, o nazwisku Ostróż, znany był ze swojego okrucieństwa kiedy przebywał na posterunku w Szczekocinach. Został na miejscu rozstrzelany. Z dwunastu żandarmów ośmiu było zabitych, w tym Schubert. Dwóch wzięto do niewoli. Brakowało Mertisa i komendanta posterunku. Z tego ostatniego cieszył się „Twardy” – reszta żołnierzy nie zdawała sobie zapewne sprawy, że komendant posterunku współpracuje z ruchem oporu. Niestety podczas salwy zginął także jeden z woźniców – Polak.
     Wziętych do niewoli puszczono wolno, a oddział po zabraniu broni zamierzał odejść z miejsca zasadzki. "Twardy" otrzymał wtedy meldunek, że jeden z partoli ubezpieczający po akcji miejsce zasadzki pojmał żandarma. Okazało się, że jest nim Bresinschek. „Twardy” przeprowadził z nim rozmowę, której nie słyszeli inni partyzanci, a następnie zwolnił.
Rozkazem naczelnego wodza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie z 11 listopada 1944 r. Stanisław Wencel „Twardy” za udział w walce, a zwłaszcza za akcję na "krwawego Julka", odznaczony został Krzyżem Virtuti Militari, a "Bas", "Dół", "Dańko" i "Kotek" otrzymali Krzyże Walecznych.

14 listopad 1944r. – Konstantynów

Kolejna z niemieckich obław objęła 3 kompanię i sowiecki oddział rozpoznawczy. Zrealizowano wcześniejsze porozumienie o wspólnej walce.

     W kompleksie leśnym pomiędzy Konstantynowem, a Mełchowem kwaterowała 3 kompania oraz, w osobnym obozowisku, sowiecki oddział rozpoznawczy Fiodorowa Pochromienki. 14 listopada (niemieckie meldunki podają, że 16 listopada) w okolicach wioski Konstantynów zaatakowany został przez Niemców oddział sowiecki liczący ok. 20-30 ludzi. Z pomocą pospieszył mu jeden z plutonów 3 kompanii AK. Udało się odeprzeć atak. Do walki włączyły się pozostałe siły kompanii dowodzonej przez ppor. „Twardego” (w tym pluton ppor. „Basa”). Wszystkie oddziały utworzyły jednolitą linię frontu, której udało się odeprzeć kolejny niemiecki atak. Nad lasem pojawił się niemiecki samolot rozpoznawczy, ale jego rozpoznanie nie przyniosło skutku bowiem ogień artylerii był niecelny. Nieświadomi tego Niemcy ruszyli do kolejnego szturmu, który także został odparty. Dowódcy oddziałów zdawali sobie sprawę, że uparte trwanie na dotychczasowych pozycjach może doprowadzić do likwidacji zgrupowania. 

     Podjęto decyzję o wycofaniu się na nową linię obrony opartą na małym strumyku. Dodatkowo żołnierze sowieccy zaminowali prowadzący przez niego mostek. Posuwający się śladem oddziału Niemcy zostali ostrzelani ogniem broni maszynowej, a po wysadzeniu mostku z grupą atakujących i ten szturm został odparty. Wobec zbliżającego się zmroku dowódcy oddziałów podjęli decyzję o przebiciu się z zagrożonego kompleksu. Oddziały wyszły z okrążenia w kierunku na Mełchów, ale 3 kompania utraciła podczas tego manewru tabory. Podczas trwającej trzy godziny walki partyzanci nie ponieśli strat w ludziach. Meldunek dzienny Dowódcy Obszaru Tyłowego Generalnej Guberni podawał, że podczas operacji „wzięto do niewoli 1 bandytę, zdobyto 4 wozy, 4 pistolety maszynowe, 6 karabinów, 4100 sztuk amunicji, materiały wybuchowe, 1 radiostację odbiorczą i materiały medyczne”. Wywiad AK ustalił, że Niemcy podczas walki stracili około 20 zabitych i tyluż rannych.

Żołnierze 3 kompanii

Od lewej stoją: Ryszard Żak "Ryś", Stanisław Wencel "Twardy", Julia Socha "Irka", Zenon Buchacz "Lisek", Maria Micuła "Skarbek", Zenon Pazera "Dańko", Stanisław Morawiec "Smukły". Klęczą od lewej: Jan Kopczyński "Wichura" i Kazimierz Dziechciarz "Gordon".

Likwidacja bandytów

Do kompanii dotarła wiadomość, z jednej z placówek AK, że w najbliższych wsiach grasuje od dłuższego czasu grupa bandytów terroryzując i okradając mieszkańców. Spełniono jedno z zadań oddziałów partyzanckich, którym była ochrona ludności cywilnej.

     Zadanie likwidacji bandy otrzymał ppor. „Bas”, który do jej wykonania wyznaczył swojego zastępcę podchorążego „Doła” oraz drużynę podchorążego „Orła”. Jako przewodnik drużynę prowadził mieszkaniec wsi, w której kwaterowali często bandyci. Dzięki pomocy mieszkańców udało się zaskoczyć bez strzału biesiadujących trzech bandytów (w tym jeden małoletni).
     Powołano na miejscu sąd składający się z przewodniczącego podchorążego „Doła”, z udziałem podchorążego „Orła” i miejscowego sołtysa. Najpierw przesłuchano pięciu poszkodowanych świadków, a następnie obwinionych. Sąd skazał dwóch bandytów na śmierć przez rozstrzelanie. Wyrok wykonano w sąsiednim lesie.

Przyjęcie zrzutu?

W nocy z 22 na 23 listopad 1944r. na placówkę zrzutową „Ognicha”, 4 km na północny wschód od Janowa, okolice Bystrzanowic, miał miejsce zrzut. 

     Niestety nie znaleźliśmy potwierdzenia czy kompania brała udział w jego przyjęciu, ale wiele wskazuje, że tak. Przyjęto: 4 km, 30 pm, 26 pistoletów, 20 granatów ręcznych, 11 paczek mundurowych, 120 kg plastiku.

24 listopad 1944r. - Podlelowie

Kolejna niemiecka obława objęła kompanię kwaterującą w kompleksie leśnym pomiędzy Konstantynowem, a Mełchowem – tym samym w którym niedawno stoczono walkę z niemiecką obławą. 

     Ze względu na chorobę „Twardego” (zapalenie stawów) oddział stacjonował w Podlelowiu, a dokładnie w jego kolonii Dąbrowno. Niestety kompleks leśny objęty został kolejną niemiecką obławą, która zbliżała się do lasu od strony drogi Janów – Lelów. Chory dowódca został umieszczony na wozie i oddział bez podejmowania walki wycofał się w głąb kompleksu, w kierunku na Mełchów. Niemieckim samolotom rozpoznawczym nie udało się wykryć ruchów oddziału, ale jego sytuacja i tak była niekorzystna. Oddział dotarł do skraju kompleksu leśnego i nie mając już dalszej drogi tam zajął stanowiska obronne. Wobec zbliżającego się zmroku siły niemieckie nie kontynuowały jednak przeczesywania lasu odkładając decydującą rozprawę do następnego dnia. Porucznik „Twardy” zdawał sobie sprawę, że aby uchronić kompanię przed unicestwieniem, musi w ciągu nocy opuścić teren. Kompania w całkowitej ciszy wyszła z lasu i wykorzystując nieszczelność niemieckiego pierścienia okrążenia opuściły bez walki zagrożony teren i przeszła do lasów radomszczańskich.
Następnego dnia, po ostrzale artyleryjskim, siły niemieckie ruszyły na kompleks leśny w którym nie było już partyzantów.

Żołnierze 3 kompanii

Od lewej: Lucjan Heda "Blondynek", Zenon Pazera "Dańko", Bogdan Jurkowski "Korona", Ryszard Żak "Ryś", Tadeusz Ciszek "Emir", Jan Kocur "Kotek", Zenon Buchacz "Lisek", Aleksander Wilk "Wieśko", Jan Kopczyński "Wichura" i Marek Wdowik "Kamień".

Grudzień 1944r.

Pierwsza część miesiąca upłynęła kompanii na akcjach związanych z ochroną ludności oraz na przygotowywaniu się do nadchodzącej zimy.

1 grudzień 1944r. - Sygontka

     Kompania przeprowadziła akcję na niemieckie magazyny żywnościowe ulokowane w zabudowaniach fabryki syropu w miejscowości Sygontka. Po rozbrojeniu wartowników zabrano 50 wozów: pszenicy, mąki ziemniaczanej, mąki pszennej oraz 15 beczek syropu. Większość zdobyczy przekazano strukturom terenowym.

4 grudzień 1944r. - Podlesice

Kompania opanowała gorzelnię w Podlesicach koło Lelowa. Po rozbrojeniu straży zniszczono 30 tysięcy litrów spirytusu.

Początek grudnia - agenci

     Na początku grudnia 1944r. z Placówki Niegowa doprowadzono do oddziału dwie osoby: Polkę o imieniu Janina i Niemca – Hans. Według oficjalnej wersji on był radiotelegrafistą, który zakochał się w polce i zdezerterował. Zatrzymano ich w oddziale, ale trzymano pod specjalnym nadzorem. Podczas przesłuchań Polka przyznała, że jej kochanek obiecał, że zabierze ją do Niemiec jeżeli pomoże mu wytropić i doprowadzić do likwidacji oddziału „Twardego”. Przesłuchania trwały nadal choć przetrzymywanie w oddziale więźniów było dla grupy dużym utrudnieniem. Brali oni nawet udział w walce z oddziałem własowców w dniu 9 grudnia. Podczas tej walki Hans podjął nawet próbę ucieczki. Ostatecznie podjęto decyzję o likwidacji Niemca. 

9 grudzień 1944r. – Gorzkowskie Góry

Kompania natknęła się na oddział własowców z którym podjęła walkę. Zginęło 7 własowców przy stratach własnych 2 rannych.

Ok. 10 grudzień 1944r.

     Wieczorem maszerujący oddział był świadkiem zestrzelenia sowieckiego samolotu. Po dotarciu na miejsce odnaleziono, obok wraku samolotu, ciężko poparzonego lotnika z jego obsady. Pierwszej pomocy udzielili mu sanitariusze Edmund Górnicz „Skowronek” i „Sęp”. Lotnik był poparzony, ale nie miał cięższych obrażeń. Podjęto decyzję, że na leczenie zostanie umieszczony na kwaterze u żołnierzy AK w Mełchowie. Razem z rannym pozostał sanitariusz „Skowronek”, a ochronę miało stanowić trzech partyzantów (w tym jeden Sowiet) pod dowództwem Eugeniusza Jurczyka „Czmiel”, dowódcy drugiego plutonu. Lotnik po podleczeniu został przekazany do jednego z oddziałów Armii Ludowej.

Wyprawa za kordon

     Po ostatniej akcji 3 kompania (część) wykonała marsz na tereny włączone do III Rzeszy i w miejscowościach zamieszkałych przez Niemców dokonała rekwizycji ubrań, bielizny i pościeli. Zdobycz została przekazana mieszkańcom Gorzkowskich Gór, gdzie oddział zamierzał kwaterować.

16-21 grudzień 1944r. – ochrona ludności

     Wobec pojawiających się coraz częściej w terenie grup własowców, które zajmowały się rabunkiem ludności cywilnej, patrole kompanii rozpoczęły patrolowanie terenu. Kilkakrotnie ścierano się z grupami sowieckich kolaborantów. Łącznie zlikwidowano ich 12.

Misja Freston

W nocy z 26 na 27 grudnia 1944r.brytyjska misja wojskowa Freston została zrzucona na bastion „Ogórek” (koło Bystrzanowic). Ważną rolę w zabezpieczaniu zrzutu miała 3 kompania II batalionu.

     Kompania znajdowała się w gotowości od 22 grudnia. Już w nocy z 25 na 26 grudnia samolot leciał nad placówkę, ale krążąc nad lasami nie dostrzegł umówionych świateł. 

     Po przyjęciu zrzutu 3 kompania odprowadziła członków misji na nocleg do wsi Kacze Błota, gdzie przebywali pod ochroną żołnierzy przez cały następny dzień. Ostatecznie misja została odprowadzona na teren Obwodu Radomsko w eskorcie żołnierzy z oddziału ppor. Stanisława Bączyńskiego „Bas” (3 kompania II batalionu 27 pp).

Ofensywa styczniowa

W związku z nasyceniem terenu przez oddziały niemieckie kompania musiała przenieść się w głąb lasów, ale z chwilą kiery ruszyła „ofensywa styczniowa” także oddział podjął walkę.

     Pierwsze dni stycznia upłynęły partyzantom na dalszym patrolowaniu okolicy. Nasycenie terenu niemieckimi oddziałami było jednak tak duże, że 3 kompania (licząca teraz około 30 żołnierzy) musiała przenieść się w głąb lasów złotopotockich. 11 stycznia oddział przebywał w gajówce Ostrężnik przy drodze Żarki – Złoty Potok, ale na nocleg przeniesiono się jeszcze głębiej do lasu, do wioski Suliszowice. Tam oddział dowiedział się o tym, że ruszyła kolejna ofensywa Armii Czerwonej. Potwierdzili to sowieccy żołnierze z grupy Pochromienki. Odtąd obie grupy połączyły się w celu prowadzenia wspólnych zasadzek. 

     Już w nocy z 12 na 13 stycznia zorganizowano zasadzkę pod Piaskami, na zachód od Janowa, robiąc zatory z drzew na szosie. Następnej nocy podobną zasadzkę przeprowadzono koło Żarek, ale tą drogą nie przemieszczały się niemieckie oddziały. Z 15 na 16 przeprowadzono zasadzkę na północ od Janowa. Pierwsze starcie było udane, ale za drugim razem oddziały zaatakowały regularną jednostkę Wehrmachtu która stawiła opór, a nawet przeszła do kontrnatarcia. Podczas tych wszystkich walk oddział nie poniósł strat, a straty niemieckie są trudne do oszacowania. Musiały być jednak duże bowiem oddział zdobył wiele broni.

Rozbrojenie kompanii

Po ostatniej walce kompania „Twardego” oraz Sowieci postanowili przenieść się w okolice wsi Sieraków. Tam doszło do spotkania z Armią Czerwoną i… rozbrojenia partyzantów AK.

     Wioska znajdowała się na uboczu, ale rankiem 16 stycznia oddziały niemieckie wycofywały się już nawet bocznymi drogami. Partyzanci zajęli pozycje na skraju lasu i w ukryciu zamierzali doczekać do nadejścia oddziałów Armii Czerwonej. Niestety, liczący ok. 40 żołnierzy oddział Niemców, trasę odwrotu wybrał przez miejsce gdzie ukrywali się partyzanci. Ogień czterech ręcznych karabinów maszynowych odwiódł ich jednak od tego zamiaru.
     Około godziny 10 od strony Drochlina partyzanci zauważyli cztery sowieckie czołgi. Jeden z nich podjechał bliżej i to właśnie z żołnierzami jadącymi na mim nawiązał kontakt kpt. Pochomienko, który wkrótce przywołał leżących w lesie partyzantów

     Dla partyzantów skończyła się okupacja niemiecka. Oddział pozostał jednak w Sierakowie do następnego dnia porządkując sprawy organizacyjne. „Twardy” wystawił zaświadczenia o przebiegu służby dla znajdujących się w oddziale zbiegłych z niewoli niemieckiej jeńców angielskich. Jeszcze tego samego dnia kompania otrzymała jednak od sowietów propozycję nie do odrzucenia: żołnierzom podziękowano za dotychczasową walkę, ale mieli oni złożyć broń. Dowódca oddziału wraz z łączniczką „Irką”, por. „Basem” oraz kilkoma podoficerami zostało zabranych. Mieli oni jechać do sztabu po przepustki dla partyzantów. W pobliżu Koniecpola żołnierze AK zbiegli z transportu i ukryli się w okolicy. Po kilku dniach wrócili pieszo do Zawiercia.
     Żołnierze pozostawieni w Sierakowie, nie mogąc się doczekać powrotu dowódcy i „przepustek” powrócili do własnych domów. Tak więc 17 stycznia był ostatnim dniem istnienia jednostki. Niestety historia pokazała, że już w kwietniu pod dowództwem „Twardego” ponownie znaleźli się w lesie.

Źródła

Opracowując powyższy tekst korzystaliśmy z następujących materiałów:

Borzobohaty W.: „Jodła”,

Kantyka J.: Oddział partyzancki „Twardego”.

Komorowski K.: Operacja „Burza” i Powstanie Warszawskie,

Lis J., Kapczyński W., Niedbał J.” Kryptonimy „Hetman” i „Chrobry” Armii Krajowej,

Starczewski M.: Ruch oporu na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim,

Zieliński Z.: 7 Dywizja Armii Krajowej.

Strony internetowe:

http://zeszytykombatanckie.pl/lotnik-i-partyzant/

http://www.gazetacz.com.pl/drukuj.php?id=1478

Wróć