bbbbb

Po południu 26 sierpnia dowódca 72 pp otrzymał drogą radiową z Okręgu Kielce, rozkaz zameldowania się z oddziałem na wzgórzu 310 (Ciechostowice), parę kilometrów od Skarżyska. Zapewne dowódca pułku nie zdawał sobie sprawy, że kończy się akcja Zemsta i jego tworzony dopiero oddział ma powrócić do wykonywania akcji Burza. 

26 sierpnia 1944 r.

Zgodnie z rozkazem Komendanta Okręgu oddział miał zameldować się na wzgórzu koło Ciechostowic, gdzie miał oczekiwać na niego łącznik. W swoich wspomnieniach dowódcu pułku pisze, że było to wzgórze 310. Tak miejsce opisał i na planie zaznaczył i prawdopodobnie pamięć go zawiodła. Obok Ciechostowic znajduje się wzgórze 408 i to zapewne o to miejsce chodziło – potwierdza to opis późniejszych wydarzeń. Jeszcze tego samego dnia, przed wieczorem, oddziały opuściły lasek pod Jagodnem udając się w nakazanym kierunku.

27 sierpnia 1944 r.

O świcie szpica osiągnęła Ciechosłowice. Okazało się , że w miejscowości stacjonuje silne zgrupowanie własowców. 

Sytuacja o poranku

Wysłano ubezpieczenie którym dowodził znający ten teren Stanisław Gołąbek „Lech" (dowódca I plutonu w I kompanii). Tak zapisał w swoich wspomnieniach: „Przed świtem dotarliśmy w pobliże tej wsi. Hałas, dobiegający od strony zabudowań, powstrzymał nas przed wkroczeniem do wioski. Okazało się, że znajdujący się tam Niemcy i „własowcy" zmieniają kwatery. Mimo Niemców i warty, udało nam się z „Tenorem'i „Oskardem" zakraść do wsi. Obudziliśmy jednego z gospodarzy, który udzielił nam wszelkich informacji. Wycofaliśmy się do lasu pod Huciskami”. (Oddział zatrzymał się wtedy w okolicy Majdowa i Łazów, a dopiero później przeszedł w okolice wsi Hucisko).

     Wzgórze, które było celem oddziału znajdowało się po przeciwnej stronie wioski postanowiono więc ominąć ją od strony północnej. Po odejściu ok.1,5 km w głąb lasu nakazano postój. Okazało się, bowiem że w skalistym terenie do celu można wozami taborowymi dostać się tylko jedną drogą prowadzącą obok wsi Hucisko, a ta okolica zajęta była przez niemieckie oddziały.

Na postoju przyjęto następujące ugrupowanie:

-3. kompania por. Kazimierza Aleksandrowicza „Huragana” zajęła stanowisko na wschód od drogi Ciechostowice-Budki z wysuniętymi ubezpieczeniami na obie miejscowości,

-1. kompania ppor. Ignacego Pisarskiego „Marii” bardziej na wschód z zadaniem ubezpieczenia postoju od wsi Wola Korzeniowa.

-pomiędzy kompaniami miejsce zajęło dowództwo, tabory, oddział osłony radiostacji oraz oddział ppor. Jerzego Dąbkowskiego „Longin”.

-ubezpieczenie wystawiono także od północy ale nie wiemy w jakim składzie.

     Po zajęciu stanowisk rozpoczęła się odprawa dowódców oddziałów. Nastąpiła ona prawdopodobnie w okolicach godziny 7.00 rano. Według niektórych relacji brali w niej także udział dowódcy plutonów, ale wydaje się to mało prawdopodobne, aby w obliczu wroga pozbawiać wszystkie oddziały dowódców. Podczas odprawy radiotelegrafista Kazimierz Kacperek „Artur” nawiązywał codzienną łączność radiową, a dowódca pułku odprawiał ppor. Stanisława Rojka „Andrzej”, który jako dowódca patrolu miał przekraść się w kierunku wzgórza 408 aby nawiązać kontakt z łącznikiem przysłanym przez Komendanta Okręgu.

     Podczas narady wszyscy usłyszeli strzały. To na ubezpieczenie wystawione przez kompanię „Huragana” wjechał konny oddział własowców. Strzały ubezpieczenia wypłoszyły intruzów, którzy powrócili do Ciechostowic ale nie wiemy czy ponieśli oni straty.

Tak ten moment wspomina Stefan Żywczyk „Sokół” z 1. kompanii:

„Maria" - dowódca kompanii, powiedział: „Proszę mi dać wolną rękę. Ja uderzam na Niemców w Ciechostowicach i po nich zostaną tylko buty. Uciekną boso, zostawią nam sprzęt i uzbrojenie. Na to „Brzoza":" Ignac, ja tu jestem dowódcą i za całość ja odpowiadam. Usiądź spokojnie i czekaj końca". Widząc, że nie ma co tu zabierać głosu, „Maria" siedział spokojnie do końca odprawy”.

Po zakończeniu odprawy dowódcy powrócili do oddziałów.

Pierwsze starcie

Nie wiemy dokładnie o której godzinie doszło do pierwszego starcia. Zapewne własowcy o starciu z ubezpieczeniem poinformowali Niemców i ci zdecydowali o przeprowadzeniu akcji. Dotyczyło to nie tylko oddziałów stacjonujących w Ciechowicach, ale także w innych okolicznych wioskach. Ile czasu potrzebowali? Prawdopodobnie 2-3 godziny licząc od porannej potyczki – nie jest to jednak pewne.

     Ostatecznie na kompanię „Huragana” wyszło natarcie oddziałów niemieckich oraz własowców. Szli oni od strony Ciechostowic i aby dojść do stanowisk żołnierzy „Huragana” musieli pokonać około 100 metrową polanę. To właśnie na niej żołnierze AK podpuścili okupantów na bliską odległość i następnie otworzyli gwałtowny ogień. Jednoczesna palba zatrzymała zapewne niemiecki atak bowiem nie znaleźliśmy zapisów, że kompania AK wycofała się do tyłu.

     Zagrożenie przyszło z innego kierunku. Słysząc odgłos strzałów „Maria” bez rozkazu poderwał swoją kompanię i opuścił wyznaczone stanowiska. Obiegając stanowiska dowódców oraz taborów nie reagował na wezwanie do zatrzymania się, po czym dołączył do kompanii „Huragana” na jej froncie szerokości ok. 250 metrów. Zachowanie oficera nie może pozostać bez komentarza: sytuacja na odcinku zaatakowanej kompanii nie była zagrożona, a swoim działaniem odsłonił on lewe skrzydło batalionu.

      Po niesubordynacji „Marii” dowódca pułku Józef Pawlak „Brzoza”, wraz ze swoim zastępcą „Heleną” zarządzili pogotowie marszowe dla taborów i obaj pobiegli na linię walki gdzie sytuacja wyglądała źle. Choć „Huragan” skutecznie bronił się na swoich stanowiskach mając dobre pole ostrzału które dawała stumetrowa polana to, nie zważając na to „Maria” wybiegł ze swoimi żołnierzami na tą właśnie polanę prowadząc kontratak.

     Swoim czynem popełnił on dwa kardynalne błędy: 1. wybiegając przed żołnierzy „Huragana” uniemożliwił im prowadzenie ognia. 2. po początkowym sukcesie: wycofanie się atakujących to on sam znalazł się na odkrytej polanie, a Niemcy, którzy się wycofali znaleźli się pod osłoną drzew i zaczęli celnie razić żołnierzy AK.

     „Maria” daremnie próbował dopaść zagajnika po przeciwnej stronie polanki tracąc paru ludzi, a niepowodzeniem powziętej przez siebie akcji był tak podenerwowany, że nie reagował na żadne rozkazy.

Próba okrążenia

Tymczasem wróg rozpoczął manewr oskrzydlający, biorąc zgrupowanie w kleszcze z obydwu stron. Punktem wyjściowym były Ciechostowice skąd wyszły dwie grupy wojsk. Poza tym z tyłu od strony wsi Budki stwierdzono, że niemieckie oddziały zajmują stanowiska. Patrol ubezpieczający na drodze z Ciechostowic do Woli Korzeniowej też już walczył z oddziałami prowadzącymi rozpoznanie z tamtej strony. Ten kierunek był szczególnie zagrożony bowiem jak pamiętamy stanowiska swoje opuściła kompania „Marii”.

     W tej sytuacji postanowiono jak najszybciej wycofać się na zachód. „Helena” udał się do taborów z poleceniem odesłania ich wraz z oddziałem osłony radiostacji na tyły frontu własnych kompanii.

     W tym czasie „Brzoza” próbował rozszerzyć front na prawo, by nie dać się odciąć od większych połaci leśnych leżących dalej na zachód, dokąd zamierzano się wycofać. Do tego zadania wykorzystał liczący 36 żołnierzy oddział ppor. Jerzego Dąbkowskiego „Longin”). Razem z nim „Brzoza” przeszedł w prawo ok. 200 metrów, aby zabezpieczyć tamten kierunek. Na skraju wyrębu napotkano niemiecki oddział obchodzący polskie zgrupowanie od zachodniej strony. „Longin” chciał atakować, ale „Brzoza” nie zezwolił bowiem dla batalionu ważniejsze było utrzymanie stanowisk i obrony na miejscu, tym bardziej że prawe skrzydło „Longina” panowało ogniem wzdłuż dość szerokiego wyrębu leśnego prostopadłego do linii frontu, co częściowo zabezpieczało batalion AK przed dalszym oskrzydleniem z prawej strony.

     Spokojny o prawe skrzydło „Brzoza” wrócił do „Huragana”, skąd mógł obserwować „Helenę” próbującego wycofać tabor. Udało mu się to wreszcie, choć tylko częściowo, gdyż kilka koni zostało zabitych i dwa wozy stały się później łupem wroga.

     Po ściągnięciu taborów „Helena” otrzymał rozkaz ściągnięcia ze stanowisk kompanii „Marii” i „Huragana” z którymi miał się wycofywać drogą obok Hucisk na wzgórze 408. Przodem wyruszył „Brzoza” wraz z oddziałem osłony radiostacji ich celem było zabezpieczenie przejścia oddziału od strony Hucisk.

Kłopoty z własowcami

W opisie walki jest wiele nieścisłości i sprzeczności dotyczących jej przebiegu. Niestety nie jesteśmy w stanie ich zweryfikować, ale dla samego przebiegu walki nie miały one decydującego znaczenia.

     W relacjach żołnierzy kompanii „Marii” pojawia się informacja o podstępie jakiego użyli Niemcy.  Tak opisał to Witold Hanusz „Vir":

"...Część Niemców zaczęła podnosić ręce do góry. Kilku naszych poderwało się, aby wziąć ich do niewoli. Wtedy rozległy się zdradzieckie strzały, padli martwi. Branie jeńców okazało się zbyt ryzykowne. Strzelaliśmy tak długo, dopóki nikt się już nie ruszał. Po tej krwawej rzezi wycofaliśmy się w lewo , brzegiem lasu. Trafiliśmy na kolejną tyralierę niemiecką. W trakcie walki, część zbiegłych z niewoli niemieckiej jeńców radzieckich, którzy walczyli u naszego boku, przeszła na stronę niemiecką do „własowców". W wyniku tej zdrady na styku drugiej kompanii nastąpiła niebezpieczna wyrwa. Na szczęście udało się ją natychmiast załatać."

     Trochę inaczej opisał tą sytuację inny z żołnierzy Józef Mostowski „Gwóźdź":

„…Za grubym jedlakiem stał mężczyzna w niemieckim mundurze, ale z biało-czerwoną opaską. Był to prawdopodobnie jeden z „Kałmuków" od „Huragana". Jeden z tych, którzy zdezertowali z armii niemieckiej i przyłączyli się do oddziałów partyzanckich. Teraz widocznie rozmyślił się i chciał wrócić do Niemców, bo strzelał do nas. W pewnym momencie „Tenor" powiedział: „Zostańcie!". Podczołgał się do niego i zastrzelił go. „Tenor" był odważnym partyzantem i wspaniałym kolegą….”

     Stanisław Gołąbek „Lech" własowców, którzy zdradzili oskarżył także o śmierć dowódcy 2 plutonu Jerzego Sentowskiego „Sowa” i jego zastępcy  plut. Bohdana Nowaczka „Swoboda”.

     Czy tak było naprawdę?

Jak podaje doktor Julian Aleksandrowicz "Twardy" podczas ostrzelania pierwszego patrolu konnego własowców zdezerterował kucharz, własowiec przygarnięty do oddziału trzy tygodnie wcześniej. 

Faktem jest, że w szeregach kompanii „Huragana” walczyła grupa własowców, którzy zdezerterowali z niemieckiej służby jaką pełnili w tartaku w Pionkach, w majątku w Świerży Górnej, odbici w Policznie oraz z innych miejscowościach. Nikt inny poza żołnierzami z kompanii „Marii” nie pisze o fakcie dezercji (do kwestii tej powrócimy jeszcze). Co więcej „Huragan” w meldunkach po bitwie nie podaje strat spośród żołnierzy swojej kompanii. Może więc to własowcy na służbie niemieckiej dokonywali podstępu z poddawaniem się? Aby ostatecznie rozwiązać ten dylemat mamy zbyt mało informacji.

Odskok

Idący na szpicy „Brzoza” w Huciskach nie trafił na opór. Kwaterujący tam taboryci wycofali się pośpiesznie bez żadnego strzału w przeciwny koniec wioski. Został uchwycony mostek na strumyku przepływającym bagnistym terenem przy południowym skraju wsi, skąd zauważono posuwające się tabory z dołączającymi do nich grupkami żołnierzy z obu walczących kompanii.

     Dowódca pułku wysłał dwóch gońców do „Heleny” z zawiadomieniem, że droga wolna i że idzie dalej w kierunku wzgórza 408, pozostawiając na mostku patrol ośmiu ludzi jako ubezpieczenie od Hucisk.

     Od tego momentu rozpoczęło się zamieszanie. Za Huciskiem droga rozwidlała się i obie odnogi okrążały wzgórze 408 jedna od wschodniej a druga od zachodniej strony. „Brzoza” wybrał jej wschodnią odnogę, a prowadzący za nim cały oddział „Helena” zachodnią. Nie mogąc się spotkać obaj oficerowie wysyłali patrole, które także nie nawiązały ze sobą kontaktu. Ostatecznie „Brzoza” z szesnastoma żołnierzami powrócił w okolice wsi Hucisko i stwierdził, że jest ona już obsadzona przez siły niemieckie.

     Z nastaniem zmierzchu „Brzoza” poszedł zachodnią odnogą, którą musiał pójść „Helena”. W tym też czasie Niemcy rozpoczęli ostrzeliwanie lasu ogniem nękającym z moździerzy i granatników. Oddział szedł drogą gęsiego. Przypadek zrządził, że jedna z serii (trzy pociski) uderzyła tuż przed oddziałem, nieco z prawej strony. Żołnierze na chwilę przywarli do ziemi, a po wybuchach, w celu odskoczenia z ostrzeliwanego terenu, ruszyli biegiem naprzód. Wkrótce z tyłu , za oddziałem, nastąpiły nowe trzy wybuchy. Ogień tego rodzaju prowadzili Niemcy po całym lesie przez około godzinę.

     Po wykonaniu skoku sprawdzono obecność ludzi i, niestety, było ich tylko sześciu. Reszta przypuszczalnie cofnęła się, po pierwszych wybuchach, nieco do tyłu i nie słyszała rozkazu skoku w przód. Próbowano odnaleźć ich, nawoływaniem, ale nie przyniosło to efektu. Z pozostałych sześciu ludzi „Bartosz” wysłał – czterech (dwa patrole po dwóch) do ppłk. Zygmunta Żywockiego – Inspektor Radomski AK z meldunkiem sam natomiast z dwoma pozostałymi ludźmi postanowił szukać oddziału, który poszedł nocami na inny teren.

Straty

Walka trwała według niektórych relacji 4-5 godzin. Zginęło podczas niej siedmiu żołnierzy. Wszyscy z kompanii ppor.  Ignacego Pisarskiego „Maria”,

1. Pchor. Jerzy Sentowski „Sowa”,

2. Plut. Bohdan Nowaczek „Swoboda”,

3. Plut. Kazimierz Pająk „Granit”,

4. Pchor. Jerzy Pęczkowski,

5. Plut. Stefan Banaś „Granat”,

6. Kpr. Adam Fido „Jaskółka”

7. Plut. NN „Jastrząb”

Mieszkańcy Huciska pochowali poległych w miejscu walki. Do dziś w tej leśnej mogile spoczywają prochy 3 żołnierzy. Odsłonięcie pomnika odbyło się 20 września 1987 roku.

     Kilku żołnierzy (dowódca pułku podaje, że ośmiu) było rannych, ale wszystkich wyniesiono z pola walki. To nie przypadek, że wszyscy polegli należeli do jednej kompanii, której dowódca złamał rozkazy. Ciężko rannych zostawiono później w jednej z gajówek pod opieką miejscowej konspiracji. Doktor Julian Aleksandrowicz „Twardy” (przebywający przy batalionie) podaje, że ciężko rannych było pięciu żołnierzy.

     Stan batalionu zmniejszył się nie tylko z powodu strat w walce. Z oddziału ochrony radiostacji większość nie odnalazła już oddziału. Zgubiło się także kilka patroli oraz część oddziału idącego na szpicy z „Brzozą”.

     W większości zagubieni żołnierze powrócili na teren Obwodu Kozienice, ale w informacjach przez siebie podawanych „uśmiercili” oni wiele osób w tym dowódcę pułku Józefa Pawlaka „Brzozę” czy szeregowych żołnierzy jak np. Witold Hanusz „Vir".

     Reasumując straty batalionu w bitwie pod Ciechostowicami: ubyło 7 zabitych i 8 rannych, których część, ciężko rannych, zostawiono na jednej z gajówek, pod opieką ludzi z konspiracji. Kilka patroli zgubiło się w lesie. Z ochrony radiostacji większość nie odnalazła już oddziału. Łącznie polegli, ranni i zagubieni to około 35 ludzi.

W drodze do Korpusu Kieleckiego

Po oderwaniu się od nieprzyjaciela batalion przedostał się w bezpieczny teren. Nawiązano kontakt z łącznikiem Komendanta Okręgu, ale próbowano także rozwiązać nabrzmiałe wcześniej problemy.

27/28 sierpnia 1944 r.

Główne siły batalionu pod dowództwem „Heleny” docierają nocnym marszem w lasy chlewiskie pomiędzy Rędocin, a Nadziejów. Ich śladem idzie „Brzoza”, ale w nocy nie odnajduje oddziału.

28 sierpnia 1944 r.

„Helena” nawiązuje kontakt ze specjalnym oddziałem, który na wzgórzu 408 oczekiwał na batalion. Zapewne tego dnia ciężko ranni zostali przekazani pod opiekę miejscowej konspiracji.

29 sierpnia 1944 r.

Do batalionu dociera dowódca pułku Józef Pawlak „Bartosz”, który kontakt na jego miejsce postoju otrzymuje od  członka AK z Nadziejowa, Wróbla.

29/30 sierpnia 1944 r.

Wieczorem batalion ruszył w drogę i zapewne już po zapadnięciu zmroku w okolicach wsi Sołtyków przekroczył linie kolejową Skarżysko – Końskie. Następnie żołnierze przekroczyli też drogę łączącą te same miasta. Miało to miejsce w okolicach Odrowąża gdzie ubezpieczenie stoczyło krótką walkę z Niemcami. Ostatecznie oddział nad ranem dotarł do lasów koło Świniej Góry.

     Nawiązano kontakt z kwaterującymi niedaleko oddziałami AL. W wyniku przeprowadzonej przez „Helenę” rozmowy ustalono, że do AL przekazanych zostanie około 80-u sowietów wchodzących w skład kompanii „Huragana”. W tym momencie warto przypomnieć, że niektórzy żołnierze opisywali ich dezercje do której miało dojść podczas bitwy w Ciechowicach. Po tych ubytkach liczba żołnierzy batalionu wynosiła nieco ponad 200 ludzi.

     Zapewne w tym czasie dowódca pułku próbował napiętnować postępowanie „Marii „wytykając mu niewłaściwe wystąpienie pod Ciechostowicami. „Brzoza” we wspomnieniach zapisał tak: „Nic to jednak nie pomogło. Ten niezwykle odważny żołnierz nie znosił żadnego zwierzchnictwa nad sobą. Szkoda wielka, bo ten jego upór i samowola nie były niestety cechami wzorowego żołnierza i dowódcy.”

Niestety problem „Marii” nie dotyczył tylko oficerskiego kręgu. Tak opisywał to Eugeniusz Siwiec, starszy sierżant podchorąży:

„… pędzi „Huragan" "Maria" wyciągnął pistolet z kabury, podszedł do niego i powiedział: "Do jutra rana daję ci czas. Swoją brygadę międzynarodową masz wyprowadzić, bo jak nie, to ja otoczę ich dookoła, chłopcy zrobią, co trzeba, a ja pierwszy tobie walnę w łeb." Schował pistolet i odszedł Rano nie było ani śladu III kompanii Zostało może z 15 Polaków ze Zwolenia i Pionek Kto resztę wyprowadził? Do dnia dzisiejszego nie wiem”.

     Sytuacja ta jasno świadczy o porywczości oficera, choć opis myli się z rzeczywistym stanem jeżeli chodzi o okoliczności odejścia własowców i stanu kompanii „Huragana”.

     Wspominany już doktor Julian Aleksandrowicz "Twardy", który znał "Marię" jeszcze z czasu gdy ten dowodzi oddziałem partyzanckim, a później przebywający przy batalionie bardzo krytycznie opisuje "Marię" jako warchoła i pijaka. Niestety być może choroba alkoholowa sprawiała takie a nie inne zachowanie żołnierza. 

Nie wiemy jak długo oddział kwaterował na Świniej Górze ale był tam co najmniej do 5 września.

Reorganizacja i kres istnienia pułku

W pierwszych dniach września, zapewne między 5 a 10, batalion dotarł do Korpusu Kieleckiego. Przyszedł czas na reorganizację oddziałów, a w przypadku batalionu 72 pp wiązało się to z końcem jego istnienia w tym składzie.

     Oddział dotarł w rejon zakwaterowania 2 Dywizji Piechoty ograniczony szosami Sielpia – Mniów – Wołów -Sielpia i zakwaterował na południowym skraju wsi Kamienna Wola.

     Kluczową rolą jest liczebność batalionu. Z chwilą wyjścia na koncentracje liczył 318 żołnierzy. Po dotarciu do sił dywizji jego stan wynosił niewiele ponad 200 żołnierzy -różnica została wyjaśniona wcześniej. Wkrótce do miejsca zakwaterowania nadciągnęła pozostała część batalionu prowadzona przez por. Władysława Molendę „Grab” jej trzon stanowiła kompania dowodzona przez Józefa Abramczyka „Tomasz” z oddziałem liczącym 207 ludzi. Łącznie zatem z Obwodu kozienickiego wzięło udział w koncentracji około 420 ludzi.

     Okazało się więc z planu zmobilizowania 72 pp udało się zmobilizować jedynie jeden batalion. Dowództwo podjęło decyzję, że istnienie jednostki w tak szczątkowej formie nie ma sensu. Nie znane nam są rozkazy potwierdzające opisywane okoliczności ale wszystkie opisy wskazują, że rozwiązano I batalion 72 pp a z żołnierzy utworzono III batalion 3 ppLeg. AK.

     Przeprowadzono reorganizację oddziału. Niestety podczas mobilizacji nie stawiło się kilku oficerów przewidzianych do objęcia odpowiedzialnych funkcji innych zmian nie przeprowadzono z innych powodów:

-dowódcą 1. kompanii w miejsce ppor. Ignacego Pisarskiego „Marii” miał zostać por. Czesław Sudlitz „Paw”, który stawił się na koncentrację. Do zmiany jednak nie doszło z nieznanych nam powodów. Można się tylko domyślać, że dowódcy obawiali się burd ze strony porywczego „Marii”, ale to tylko przypuszczenie.

-dowódcą 2. kompanii w miejsce ppor. Józefa Abramczyka „Tomasz” miał zostać por. Władysław Molenda „Grab”. Zmiany tej jednak nie przeprowadzono bowiem „Grab” został dowódcą batalionu.

-dowódcą 3. kompanii w miejsce por. Kazimierza Aleksandrowicza „Huragana” miał zostać por. Jan Zawadzki „Gerwazy”, ale nie stawił się na miejscu koncentracji. Pozostawiono więc obsadę bez zmian.

Ostatecznie po reorganizacji obsada batalionu przedstawiała się w następujący sposób:

Dowódca – por. Władysław Molenda „Grab”

Adiutant -ppor. Jerzy Dąbkowski „Longin”,

Oficer żywnościowy – Stanisław Banas „Lemiesz”,

1.kompania

Dowódca – ppor. Ignacy Pisarski „Maria”

Dowódca I plutonu – Stanisław Gołąbek „Lech”,

Dowódca II plutonu – Jerzy Mirski „Białynia”,

Dowódca III plutonu – T.Jasiński „Odyniec”

2.kompania

Dowódca – ppor. Józef Abramczyk „Tomasz”,

Dowódca I plutonu – Bolesław Bąk „Sęk”,

Dowódca II plutonu – Władysław Adamiec „Potoń”

Dowódca III plutonu – Franciszek Majcher „Latawiec”,

Dowódca plutonu ckm – Władysław Kurpiel „Orlik”

3.kompania

Dowódca – por Kazimierz Aleksandrowicz „Huragan”,

Dowódca I plutonu – Józef Bochnia „Strach”,

Dowódca II plutonu – Marian Choromański „Zew”

Dowódca III plutonu – Roch Iwański „Rydwan”

Uzbrojenie batalionu przedstawiało się dobrze. Każda kompania była wyposażona w 3 piaty, 9-12 ciężkich lub ręcznych karabinów maszynowych, około 60 pistoletów maszynowych i tyleż kb. Każdy żołnierz miał 2-3 granaty i dostateczną ilość amunicji, prócz tego co trzeci żołnierz posiadał pistolet.

Przy kwestii reorganizacji warto dodać kilka szczegółów:

-dotychczasowy dowódca pułku Józef Pawlak „Brzoza” po rozwiązaniu pułku został przekazany do konspiracji do sztabu Inspektora Radomskiego,

-dotychczasowy zastępca dowódcy pułku „Helena” pozostał chwilowo bez przydziału zostając przy batalionie,

-lekarz Julian Aleksandrowicz „Twardy” przekazany został do sztabu 2 Dywizji Piechoty gdzie pełni funkcję zastępcy szefa sanitarnego

Źródła

W opracowaniu tekstu korzystaliśmy z następujących źródeł:

Aleksandrowicz J.: Kartki z dziennika doktora „Twardego”

Bembiński S.: Te pokolenia z bohaterstwa znane

Borzobohaty W.: Jodła

Hnatuszko R.: Batalion Kozienicki – czy i od kiedy I batalion 72 pp AK

Pawlak J.: Pięć lat w szeregach armii podziemnej

Sierant P.: 2 Pułk Piechoty Legionów Armii Krajowej

Wróć