Mobilizacja sztabu

Działając zgodnie z rozkazami przełożonych 23 lipca 1944 r. mjr Antoni Wiktorowski „Kruk” przekazał obowiązki Komendanta Obwodu Sandomierz AK w ręce kpt. „Rzewuskiego”. Sam jako dowódca planowanego 2 pułku piechoty Legionów założył kwaterę we wsi Śmiechowice (ok. 10 km na zachód od Sandomierza).

Stąd wydał komendantom podobwodów rozkaz przeprowadzenia pierwszego rzutu mobilizacji podległych jednostek i po uzbrojeniu swoich oddziałów rozpoczęcia działań wzdłuż linii komunikacyjnych i odwrotowych sił niemieckich. Zgodnie z planem Odtwarzania Sił Zbrojnych Obwód Sandomierz miał w pierwszym rzucie zmobilizować 3 bataliony (9 kompanii piechoty). Jednostka od początku określana była jako "zgrupowanie 2 pułku piechoty", a oficjalne powołanie miało nastąpić z chwilą zakończenia mobilizacji i prac organizacyjnych. Z tego powodu w tekście używamy narazie tej nazwy.
     W Śmiechowicach mjr „Kruk” stworzył wokół siebie tymczasowe dowództwo zgrupowania w składzie:
Kpt. Michał Mandziara „Siwy” – zastępca dowódcy pułku i oficer operacyjny,
Pchor. Jan Lednicki „Bogdan” – adiutant pułku,
Por. Jan Kuśmierz „Mysz” – dowódca saperów,
Sierż. Stanisław Mróz „Zawada” – dowódca łączności bojowej,
Sierż. Stefan Franaszczuk „Orlicz” – oficer do zleceń.
     Z zespołem tym „Kruk” przystąpił do przygotowań, mających na celu opanowanie Sandomierza. Jednocześnie zmobilizowane jednostki dostały rozkaz rozpoczęcia wykonywania pierwszego zadania w akcji „Burza”: po utworzeniu oddziałów partyzanckich, mniej więcej w sile kompanii, miały wieczorem 26 lipca przystąpić do oczyszczania terenu z posterunków nieprzyjacielskich, a następnie atakowania jednostek niemieckich.

Podobwód Sandomierz

Mobilizacja w Podobwodzie Sandomierz zaowocowała powstaniem zgrupowania „Białodrzew” który miał tworzyć I batalion pułku.

     25 lipca Komendant Podobwodu, kpt. „Swojak” nakazał mobilizację i koncentrację podległych sił które otrzymało kryptonim „Białodrzew”. Sam założył kwaterę w majątku Żurawica, kilka kilometrów na zachód od Sandomierza. Pod jego dowództwem utworzone zostało dowództwo zgrupowania partyzanckiego w składzie:
Dowódca: kpt. Ignacy Zarobkiewicz „Swojak”,
Adiutant taktyczny: ppor. Antoni Mazgaj-Marglewski „Bruno”,
Kwatermistrz: pchor. Paweł Piotr Bronikowski „Aga-Khan”,
Oficer informacyjny: pchor. Stanisław Sękowski „Szpic”,
Adiutant gospodarczy: pchor. Stanisław Ziarko „Gryf”,
Lekarz: Juliusz Franczak „Komar”,
Poza dowództwem w pierwszym rzucie przybyło na miejsce koncentracji około 60 żołnierzy z Placówki AK Sandomierz.
     Zgodnie z założeniami zgrupowanie miały tworzyć plutony zmobilizowane w Placówkach: Dwikozy, Obrazów, Wilczyce oraz część plutonów z Placówki Sandomierz. Głównym zadaniem zgrupowania miało być opanowanie Sandomierza wspólnie z innymi jednostkami. Przygotowując się do wykonania zadania placówki przeprowadzały mobilizację na swoich terenach koncentrując żołnierzy we wskazanych miejscach. Żołnierze z Sandomierza zbierali się w podmiejskich Kobiernikach. Byli to głównie ludzie z organizacji podporządkowanych AK nad którymi dowództwo objął ppor. Bronisław Sokołowski „Frant”. We wsi Tułkowice mobilizowała się placówka Wilczyce pod dowództwem ppor. Jana Mazura „Kropidło”. Placówka Dwikozy mobilizowała swoich żołnierzy we wsi Góry Wysokie, a dowodził nimi ppor. Wacław Bochniak „Martyniuk”. Placówka Obrazów mobilizowała się we wsi Krobielnice, a żołnierzami dowodził por. Władysław Sztaba „Sztaba”. Ten oddział miał do zgrupowania dołączyć z pewnym opóźnieniem bowiem otrzymał zadanie przewiezienie na miejsce koncentracji broń z konspiracyjnego magazynu w Obrazowie.

     Przygotowując się do wykonania głównego zadania „Swojak” przeniósł swoją kwaterę do wsi Pęczyny, w dolinie rzeki Opatówka. Tu dołączyli żołnierze z Sandomierza pod dowództwem „Franta” oraz pojedynczy ludzie z Placówki Dwikozy. Zgrupowanie liczyło wtedy około 250 słabo uzbrojonych ludzi. Część żołnierzy była w ogóle bez broni. Z broni ciężkiej meldunki wykazywały 1 ckm i 5 rkm.
     Już 26 lipca zgrupowanie przystąpiło jednak do działań początkowo polegających na rekwirowaniu żywności i innego zaopatrzenia w magazynach pod zarządem niemieckim. Grupa pod dowództwem pchor. Antoniego Jasińskiego „Zbigniew” opanowała magazyny „Społem” w Sandomierzu i wywiozła samochodami w rejon koncentracji ok. 16 ton cukru oraz innych artykułów spożywczych. Druga grupa opanowała magazyny „Rolnik” i zarekwirowała znaczne ilości skóry na buty dla wojska. Także w Sandomierzu skonfiskowano 4 tony masła z tamtejszej mleczarni. Zlikwidowano także niemiecki posterunek w Bugaju skąd uprowadzono samochód osobowy.
Mobilizacja oddziału napotykała jednak na coraz większe trudności bowiem niemieckie oddziały frontowe obsadziły teren na głębokość ok. 12 kilometrów na zachód od Wisły. Kwaterowanie oddziałów frontowych oraz ciągłe legitymowanie mieszkańców praktycznie sparaliżowało możliwości mobilizacyjne na terenie Placówki Dwikozy oraz we wschodnich częściach Placówek Wilczyce i Obrazów. Tylko małym grupom żołnierzy, przeważnie bez broni i ekwipunku, udawało się w takich okolicznościach dotrzeć do zgrupowania.
Kolejnym utrudnieniem był wzmożony ruch na drodze Sandomierz – Opatów, zresztą przy samej drodze także kwaterowało wiele niemieckich oddziałów. Spowodowało to oddzielenie głównych sił zgrupowania od grupy por. „Sztaby”. Nawet ruch łączników pomiędzy oddziałami był utrudniony. Dotyczyło to także łączników wysyłanych z dowództwa. Kilku łączników zostało aresztowanych przez Niemców.
Chcąc polepszyć swoje położenie „Swojak” przesunął się 27 lipca na północ i zakwaterował we wsi Kolonia-Daromin. Jednak już następnego dnia do wsi wjechał nieprzyjaciel. Niemiecka kolumna została ostrzelana po czym wycofała się. Do niewoli dostał się jeden żołnierz z którego zeznań wynikało, że siły niemieckie rozmieszczają się na zapleczu frontu.
Nie udało się także nawiązać kontaktu z oddziałem mobilizowanym pod dowództwem kpt. Piotra Szczepaniaka „Paweł” w Obwodzie Opatów. Oddział ten miał współdziałać ze „Swojakiem” podczas planowanego ataku na Sandomierz, ale ze względu na duże nasycenie terenu oddziałami frontowymi przeniósł się, aż w lasy koło Ćmielowa.
Walka z Niemcami zdekonspirowała miejsce postoju zgrupowania, które zmuszone było w ciągu dnia opuścić teren. Manewrując pomiędzy niemieckimi taborami oddział odskoczył jedynie o 4 kilometry, dalszy marsz był niemożliwy. Po przebyciu wpław rzeki Opatówki zgrupowanie ponownie znalazło się w Pielaszowie.
Tu do zgrupowania dotarła kolejna grupa żołnierzy oraz łącznik od mjr. „Kruka”, który przekazał rozkaz o przeformowaniu zgrupowania partyzanckiego w I batalion. W tym okresie nie była jeszcze używana nazwa 2 pułk piechoty Legionów Armii Krajowej, ale bataliony określano jako „zgrupowanie 2 pułku piechoty Armii Krajowej”.


Skład osobowy dowództwa był następujący:
Dowódca: kpt. Ignacy Zarobkiewicz „Swojak”,
Zastępca dowódcy: por. NN „Janczar”
Adiutant taktyczny: ppor. Antoni Mazgaj-Marglewski „Bruno”,
Oficer do zleceń: pchor. Stanisław Ziarko „Gryf”,
Kwatermistrz: pchor. Paweł Piotr Bronikowski „Aga-Khan”,
Kapelan: ks. kpt. Tadeusz Szlenzak „Jur”,
Oficer oświatowy: pchor. Stanisław Sękowski „Szpic”,
Szef łączności i kancelaria: pchor. Władysław Kelm „Cyklop”,
Szef służby wywiadowczej: Julian Pallado „Mefisto”
Szef taborów: Józef Kamzol „Baca”,
Szef saperów: plut. Feliks Sochacki „Sław”,
Szef służby sanitarnej: Juliusz Franczak „Komar”,
Zgodnie z rozkazem mjr. „Kruka” batalion składał się z trzech kompanii. Dwie z nich przebywały w dolinie Opatówki przy dowództwie batalionu. Były to:
1 kompania:
Dowódca: ppor. Bronisław Sokołowski „Frant”.
1 pluton: plut. pchor. Adam Łasica „Wschód”,
2 pluton: plut. pchor. Tadeusz Szaramak „Tarzan”,
3 pluton: plut. pchor. Henryk Przybylski „Krwawy”.
Kompania liczyła łącznie 122 żołnierzy pochodzących z Sandomierza, w tym drużyna wywodząca się z Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem Mariana Żubera. Kompania była stosunkowo dobrze uzbrojona. Posiadała 1 ckm oraz po jednym rkm-ie na pluton.
2 kompania:
Dowódca: ppor. Jan Mazur „Kropidło”.
1 pluton: plut. pchor. Edward Lisowski „Ryszard”,
2 pluton: plut. Kazimierz Lipiński „Klon”,
3 pluton: sierż. Stanisław Grzesiak „Szef”.
Kompania liczyła łącznie 115 ludzi. Dwa pierwsze plutony, o niepełnych składach, składały się z żołnierzy z Placówki Sandomierz. Trzeci pluton stanowili żołnierze z placówek Dwikozy i Wilczyce. W tym plutonie była grupa żołnierzy wywodzących się z Batalionów Chłopskich pod dowództwem kpr. Feliksa Kołacza „Kosa”. Uzbrojenie kompanii było bardzo słabe, a wielu żołnierzy nie posiadało żadnej broni. Odwiedzający zgrupowanie ppor. Zygmunt Sakowski „Ryszard”, Komendant Placówki Sandomierz, wyjednał zwolnienie 10 młodych żołnierzy z jego placówki, którzy nie posiadali broni. Powrócili oni do placówki.
3 kompania:
Dowódca: por. Władysław Sztaba „Sztaba”.
1 pluton: sierż. NN „Rymsza”,
2 pluton: plut. pchor. NN „Cordoba”,
3 pluton: sierż. Bronisław Polit „Grom”.
Kompania jako jedyna nie przebywała z dowództwem, ale na południe od szosy Sandomierz – Opatów. W związku z tym otrzymała ona polecenie dołączenia do głównych sił batalionu najpóźniej do 30 lipca. Kompania składała się z 10 podchorążych z Placówki Sandomierz i około 60 żołnierzy zmobilizowanych z Placówki Obrazów. Także uzbrojenie tej kompanii było słabe.
Łącznie batalion liczył 355 żołnierzy zmobilizowanych w Podobwodzie AK Sandomierz.

Mobilizacja Podobwodu Klimontów

Podobwód II Obwodu Sandomierz -  Klimontów o kryptonimie "Czeremcha" obejmował teren ówczesnych gmin: Jurkowice, Klimontów, Lipnik. Komendantem przez cały okres jego istnienia był kapitan Tadeusz Pytlakowski "Tarnina".

     Mobilizacja i koncentracja jednostek podobwodu rozpoczęła się wieczorem 26 lipca. Około godziny 23, liczący około 20 ludzi, pododdział z placówki Klimontów (kryptonim „Wiśnia”) pod dowództwem ppor. Jakuba Gutowskiego „Topór” zaatakował posterunek żandarmerii znajdujący się w budynku szkolnym przy ulicy Krakowskiej. Atak poprowadzony z dwóch kierunków zakończył się sukcesem. Posterunek został zdobyty, a załoga rozbrojona. Zdobyto 6 karabinów, 20 granatów i 500 sztuk amunicji. Tej samej nocy oddział „Topora” przeszedł do wsi Faliszewice, gdzie dołączyli żołnierze z placówki Jurkowice (konspiracyjny kryptonim „Czereśnia).

     Zebrana grupa liczyła łącznie 92 żołnierzy, z których sformowano oddział partyzancki „Czeremcha” pod dowództwem ppor. „Topora”. W składzie dwóch plutonów: 1 pluton – dowódca plutonowy podchorąży Jan Wziątek „Jastrząb” i 2 pluton – sierżant Władysław Kosmala „Mściwy”. Oddział był przewidziany do użycia w walkach o Sandomierz i przesunięto go 27 lipca do wsi Piekary z zadaniem ubezpieczania dowództwa pułku na tym kierunku.
Tego samego dnia do oddziału dotarł pluton szkieletowy (około 40 żołnierzy) zmobilizowany na terenie Placówki Lipnik (konspiracyjny kryptonim „Grusza”). Oddział ten już 26 lipca rozbroił posterunek przy cukrowni we Włostowie.
     28 lipca z oddziałów zmobilizowanych w Podobwodzie Klimontów utworzono 7 kompanię 2 ppLeg. Liczyła ona 130-140 żołnierzy, a jej skład przedstawiał się następująco:
dowódca - ppor. Jakub Gutowski "Topór",
szef kompanii - sierż. Tadeusz Stylski "Dorota",
1 pluton – plut. pchor. „Żbik” Piotr Szemraj,
2 pluton – plut. pchor. Marian Osuch "Sten",
3 pluton – plut. pchor. Marian Osuch „Sten”,
dowódca sekcji ckm - plut. Jan Smoliński "Wigura",
dowódca sekcji piat - plut. Jan Lewandowski "Sosna",
dowódca broni - pchor. Tadeusz Kołodziej "Oskar".
Uzbrojenie kompanii stanowiło: 1 ckm Maxim, 1 PIAT, 4 rkm, 12 pm, 45 kbk, 3 pistolety.

Pierwsza próba opanowania Sandomierza

Do dowództwa zgrupowania pułkowego  napływały informacje o ruchu oddziałów niemieckich w kierunku zachodnim co dawało nadzieję, że wytworzy się dogodna sytuacja do wykonania planowanego szturmu Sandomierza. 

Potwierdziły to wydarzenia z 27 lipca kiedy to Niemcy zarządzili ewakuację z Sandomierza: urzędów, magazynów oraz zakładów przemysłowych. Linia frontu przebiegała wtedy w odległości 25-35 kilometrów od granic obwodu.

Major „Kruk” uznał, że nadeszła stosowna chwila do opanowania Sandomierza i nakazał 27 lipca koncentrację podległych sobie sił w trzech rejonach.
Grupa Zachodnia: składała się z I batalionu kpt. „Swojaka” zmobilizowanego w Podobwodzie Sandomierz. Jej zadaniem było opanowanie koszar 2 ppLeg.
Grupa Północna zbierała się w rejonie Czyżów – Linów, w pobliżu Zawichostu. Miała stanowić odwód, użyty w miarę potrzeby, jako wsparcie Grupy Zachodniej w walce o koszary. Grupę tą miały stanowić plutony zmobilizowane z placówek: Czyżów, Ożarów, Wojciechowice i Zawichost. Organizacyjnie placówki te wchodziły w skład Podobwodu Ożarów należącego do Obwodu Opatów, ale zgodnie z wcześniejszymi planami miały wzmocnić siły Obwodu Sandomierz w zdobywaniu miasta. Pod dowództwem kpt. Piotra Szczepaniaka „Paweł” miało znaleźć się około 300 żołnierzy. Pozostałe plutony tego podobwodu, w planowanej sile około 350 ludzi, pod dowództwem por. Antoniego Krupy „Witold” miały wykonywać „Burzę” na własnym terenie i w odpowiednim czasie uchwycić przeprawę mostową na Wiśle pod Annopolem.
Grupa Południowa koncentrowała się w rejonie wsi Śmiechowice – Piekary – Krzeczkowice i gromadziła siły zmobilizowane w Podobwodzie AK Klimontów. Liczyła ona około 260 żołnierzy i znajdowała się pod bezpośrednim dowództwem mjr. „Kruka”. W jej skład wchodziła kompania AK ppor. „Topora”, pluton saperów AK ppor. „Wyrwy”, kompania BCh ppor. „Zawiszy”, oddział BCh „Lotna”. Zadaniem grupy było opanowanie budynków, zajętych przez niemieckie jednostki w południowej części miasta.
Grupa Miejska, której zadaniem było opanowanie drobnych posterunków rozrzuconych po mieście, łącznie z opanowaniem mostów. Składała się ona z czterech plutonów piechoty i plutonu saperów, które liczyły łącznie około 220 ludzi.
Tak więc w walkach o Sandomierz zamierzano użyć około 1230 ludzi co było prawdopodobnie wystarczającą siłą na dzień 27 lipca nawet biorąc pod uwagę, że nie wszyscy byli uzbrojeni. Według meldunków wywiadu w mieście stacjonowało wtedy około 500-700 Niemców.
Niestety tego dnia oddziały nie były gotowe do podjęcia działań zaczepnych. Trwała jeszcze koncentracja sił. Dodatkowym problemem było wydobycie z konspiracyjnych magazynów zmobilizowanej tam broni. Problem ten dotyczył szczególnie Grupy Północnej która nie mogła zmobilizować planowanych sił ze względu na duże nasycenie terenu wojskami niemieckimi. Z tego samego powodu nie udało się wydobyć broni zrzutowej znajdującej się w magazynach w Dziurowie i Teofilowie. Jak już wcześniej wspomnieliśmy grupa ta pod dowództwem kpt. „Pawła” opuściła rejon koncentracji ze względu na jego nasycenie nieprzyjacielskimi siłami. Tak więc grupa nie tylko nie wzięła udziału w przygotowaniach do szturmu, ale nawet nie wykonała zadań związanych z realizacją „Burzy” na własnym terenie. Z perspektywy lat wydaje się, że decyzja kapitana „Pawła” była słuszna pozwoliła bowiem uchronić jego żołnierzy przed zagładą. Podczas wojny zachowanie takie oceniano jednak bardzo krytycznie zarzucając oficerowi, że niedbale podszedł do nakazanych mu zadań.
Biorąc pod uwagę przedstawione okoliczności należy stwierdzić, że 27 lipca oddziały AK nie były gotowe do podjęcia ataku na Sandomierz. Następnego dnia sytuacja militarna zmieniła się jednak na niekorzyść naszych oddziałów. Sowieckie natarcie przybliżyło front do Sandomierza. W samym mieście od rana znalazło się około 3 tysięcy niemieckich żołnierzy, a w okolicznych wsiach 10 tysięcy kolejnych w tym wielu własowców.
Kiedy napływające oddziały zaczęły zajmować wioski przeznaczone do zakwaterowania przez oddziały AK mjr „Kruk” przeniósł się do wsi Janowice, a następnie do Byszowa. Zapewne około południa major podjął decyzje o chwilowym zaniechaniu ataku na Sandomierz. „Kruk” nie znał niemieckich planów utworzenia frontu na Wiśle, a ruch oddziałów niemieckich sugerował, że masowo wycofują się one w kierunku zachodnim. Oznaczało to, że wkrótce może nadejść odpowiedni moment na przeprowadzenie ataku na Sandomierz. Dowódca oddziałów z terenu Obwodu Sandomierz postanowił na taki moment poczekać. Pośrednio potwierdza to fakt, że około godziny 13, przez stanowiska niemieckie przedarł się do „Kruka” łącznik od kpt. „Swojaka”, ks. Tadeusz Szlenzak „Jur”. Poinformowany o modyfikacji planów jeszcze tego samego dnia powrócił on do I batalionu. Około godziny 14 mjr „Kruk” nakazał wycofanie Grupy Południowej w rejon Świątniki – Janowice.
29 lipca sytuacja w rejonie Sandomierza uległa ponownej zmianie. Wywiad AK zaobserwował, że Niemieckie jednostki zamierzają ustabilizować front na linii Wisły na południe od miasta. Jednocześnie na prawy brzeg Wisły przerzucono dodatkowe siły, które miały wstrzymać postępy wojsk sowieckich. Major „Kruk” uznał, że to ostatecznie przekreśla szanse na przeprowadzenie wtedy ataku na Sandomierz.
Nakazał odejście Grupy Południowej na skraj lasów klimontowskich. Razem z tą grupą odeszła 3 kompania I batalionu. Zanim to jednak nastąpiła dowodzący kompanią por. Władysław Sztaba „Sztaba” odesłał do domów żołnierzy bez broni, obuwia i w wieku poniżej 18 lat, a także jedynych mężczyzn w rodzinach.
Trudności nastręczało wycofanie Grupy Zachodniej czyli I batalionu. Kontakt z nią został przerwany, a nie było pewności, że wysyłani łącznicy docierali do celu. W celu powiadomienia batalionu o nowych rozkazach oficer operacyjny zgrupowania 2 pp AK kpt. Michał Mandziara „Siwy” udał się do Sandomierza, gdzie przez pchor. Antoniego Jasińskiego „Zbigniew” przekazał „Swojakowi” rozkaz przedarcia się do głównych sił w rejonie lasów klimontowskich.
Był to ostatni akt pierwszej próby opanowania Sandomierza. Należy tu zaznaczyć, że działania podjęte przez mjr. „Kruka” cechowały się olbrzymim realizmem. Śledził on rozwój wypadków i z należytą ostrożnością, ale bez emocji oceniał sytuację.

Mobilizacja w Podobwodzie Samborzec

Podobwód III Obwodu Sandomierz – Samborzec (konspiracyjny kryptonim „Jodła”) obejmował placówki: Koprzywnica, Samborzec, Łoniów. Jego komendantem był od maja  1944 r. ppor. Dionizy Mędrzycki „Reder”.

Rozkaz o mobilizacji dotarł do obwodu prawdopodobnie już 25 lipca 1944 r. Placówki Samborzec i Koprzywnica mobilizowały się we wsi Speranda, ok. 5 km na wschód od Koprzywnicy. Z przybyłych tu żołnierzy utworzono oddział partyzancki „Jodła” pod dowództwem ppor. „Redera”.
Już następnego dnia, 26 lipca, oddział zaatakował grupę Niemców przeprawiającą się przez Wisłę promem koło Tarnobrzega. Nieprzyjacielski oddział został zniszczony. Zginęło około 40 żołnierzy wroga. Żołnierze AK zdobyli 4 pistolety maszynowe, 20 karabinów, 12 pistoletów oraz granaty, amunicję, żywność i oporządzenie.
Bezpośrednio po walce oddział partyzancki „Jodła” przeszedł do wsi Postronna, około 7 km na zachód od Koprzywnicy. Tu następnego dnia, 27 lipca, rozbił niemiecką kompanię posuwającą się w kierunku wsi. Zdobyto broń i wyposażenie oraz książkę rozkazów dowódcy niemieckiej kompanii.
Następnej nocy oddział „Jodła” przeszedł w rejon gajówki Piotrówka, na skraju lasów łoniowskich, gdzie połączył się z mobilizującym się pododdziałem z Placówki Łoniów. 28 lipca oddział partyzancki został przeformowany na 8 kompanię. Jej dowódcą pozostał ppor. „Reder”. Kompania liczyła około 190 żołnierzy i była podzielona na 3 plutony:
1 pluton – dowódca ppor. Stanisław Książka „Salwa”,
2 pluton – dowódca plut. pchor. Władysław Piwowarski „Szary”,
3 pluton – dowódca plut. pchor. Adam Hamerski „Jastrząb”.
Kompania otrzymała zadanie atakowania nieprzyjaciela na linii komunikacyjnej Sandomierz – Osiek – Staszów oraz na przeprawie wiślanej w rejonie Baranowa, współpracując z oddziałem BCh ppor. Antoniego Jarosza „Brzezina”, mobilizującym się we wsi Świniary.

Mobilizacja w Podobwodzie Osiek

Podobwód IV Obwodu Sandomierz – Osiek (konspiracyjny kryptonim „Dąb”) składał się z placówek: Osiek, Tursko Wielkie, Połaniec.  Niestety z różnych powodów mobilizacja na jego terenie przebiegła najgorzej.

Podobwód był pod względem liczebności najsłabszy w Obwodzie Sandomierz. Wielu żołnierzy AK z terenu podobwodu, którzy przyszli z organizacji „Odwet”, było ciągle członkami rezerwy oddziału partyzanckiego „Jędrusie” i odeszło do tego oddziału, mobilizującego się kilka dni wcześniej.
Podstawowy problem wynikał jednak z faktu, że 23 lipca we wsi Niedźwice podpisano ostatecznie protokół scalenia pomiędzy Komendą Obwodu BCh i Komendą Obwodu AK. Na jej mocy Komendantem Podobwodu Osiek miał zostać oficer wytypowany przez Bataliony Chłopskie. W związku z tym, już 20 lipca, dotychczasowy komendant kpt. Stanisław Ostaszewski „Ostoja” został przesunięty do II rzutu sztabu obwodu i miał objąć funkcję komendanta wojskowego powiatu sandomierskiego. Rozwój wydarzeń militarnych uniemożliwił mu przekazanie dowództwa. Sytuacja taka komplikowała przeprowadzenie skutecznej mobilizacji.
Rozkaz o mobilizacji dotarł do podobwodu prawdopodobnie, w godzinach przedpołudniowych 25 lipca. Zapewne dotarł on do kpt. Ostaszewskiego „Ostoi”, który kwaterował w majątku Ruszcza. Choć nie potwierdzają tego dokumenty zapewne podjął on decyzję o przekazaniu rozkazów podlegającym sobie wcześniej placówkom. Na tym kończy się rola „Ostoi”, który udał się w lasy rytwiańskie, aby nawiązać kontakt z przełożonymi bowiem rozwój wypadków uniemożliwiał mu dotarcie do Sandomierza w celu objęcia nowej funkcji.
Niejasna sytuacja dowództwa przekładała się na struktury terenowe. Najbardziej wyraziście nastąpiło to na terenie Placówki Połaniec. Komendant Placówki BCh Połaniec zmobilizował swoich żołnierzy oraz część z AK i nie odszedł na miejsce koncentracji. Ignorując rozkazy dowództwa AK oraz BCh pozostał na własnym terenie wykonując drobne akcje dywersyjne w okolicach Połańca i na linii kolejki wąskotorowej (na stacji Sieragi). Później samowolnie dołączył do oddziału Ludowej Straży Bezpieczeństwa Mariana Lecha „Marian”.

Na szczęście pozostałe siły placówki przystąpiły do mobilizacji zgodnie z planem. Rozkaz o mobilizacji dotarł najpierw do kpr. Antoniego Chentki, który z kolei powiadomił Komendanta Placówki kpr. Jana Fulko „Rekin”. Zarządził on pogotowie i przygotowanie placówki do wymarszu w pole. Najpierw powiadomieni zostali najbliżej mieszkający żołnierze, po czym ci z odleglejszych miejscowości.
W samym Połańcu punkt koncentracji ustalony był za starym cmentarzem przy kościele pw. Św. Marcina. Stawił się tu dowodzący placówką „Rekin” wraz z kilkoma żołnierzami z Połańca: kpr. Edward Korczak „Lew”, Ryszard Łabuszewski „Ryś”, Henryk Machnicki, Czesław Kucharski, Ryszard Grelewski, i Jerzy Pławski. Przybyło też dwóch żołnierzy ze Zdzieci, oraz Eugeniusz Majewski „Gienek” z Podskala i NN „Mucha” z okolic Połańca. Nieco później doszli z Maśnika: kpr. Feliks Ramos, Henryk Maćkowski, Wacław Godzwon, dwóch Dolacińskich (imiona nieznane) oraz z Rybitw Tadeusz Zdziebko, Ludwik Zdziebko i Józef Urbański.
Równolegle mobilizacja trwała w Ruszczy gdzie punkt koncentracji znajdował się w ogrodzie majątku ziemskiego Stanisława i Bronisława Knothe. Dowódca drużyny kpr. Piotr Wójtowicz „Wilk” oraz kpr. Stanisław Kapałka „Lebi” przynieśli posiadane dwa pistolety maszynowe Sten. Wyjęli także i rozkonserwowali ukrytą w szklarni broń drużyny (5 karabinów, amunicję i granaty). Na zbiórkę poza wymienionymi stawili się: Tadeusz Brzeziński „Lis”, Władysław Maćkowski, Feliks Jędryka „Felek”, Jan Motyl, kpr. Michał Zdziebko, Stanisław Lech, Henryk Tłomak i Stanisław Papierz. Licząca 10 żołnierzy grupa zabranymi z majątku dwoma wozami udała się do Połańca.
Ostatecznie wieczorem 25 lipca na miejscu koncentracji stawiło się około 25 żołnierzy i trzy sanitariuszki: Maria Jańczuk (Bańkowska) „Maciejka”, Stanisława Warchałowska „Sława” i Krystyna Kobos (Kasińska) „Lotos”. Ta ostatnia odesłana została do domu ze względu na potrzebę opieki nad chorą matką. Ze względu na brak broni Komendant Placówki odesłał też do domów trzech żołnierzy z Ruszczy: Jana Motyla, Stanisława Lecha i Stanisława Papierza. Oczekując na przybycie kolejnych żołnierzy „Rekin” porozumiewał się z pozostającym w konspiracji kpr. Antonim Chentką, który miał przygotowywać mobilizację II rzutu placówki.
Ostatecznie Placówka Połaniec zmobilizowała w pierwszym rzucie 26 żołnierzy i dwie sanitariuszki, a więc pluton szkieletowy. Pełny stan uzbrojenia nie jest możliwy do otworzenia, ale z całą pewnością broń posiadali wszyscy żołnierze 9świadczy o tym odesłanie ochotników dla których nie było broni). Orientacyjnie można przyjąć, że zmobilizowane siły placówki mogły dysponować: 1 rkm, 2 pm Sten, około 15 karabinami, kilkunastoma pistoletami i granatami oraz bliżej nieokreśloną ilością amunicji.
W godzinach wieczornych zmobilizowana Placówka Połaniec (pieszo i na wozach) udała się przez Stróżki do Ossali, a następnie do Pliskowoli, gdzie w nocy z 25 na 26 lipca żołnierze odpoczywali. Spano po stodołach ubezpieczając się z kierunku Osieka i Staszowa. Po pobudce zarządzonej na godzinę 7 rano żołnierze rozeszli się po domach. Gospodarze przyjmowali średnio po 2-3 ludzi, którym podano śniadanie i obiad.

W Placówce AK Osiek zbiórkę zarządził w godzinach popołudniowych 25 lipca, zapewne z upoważnienia Komendanta Placówki Romualda Ostrowskiego „Sobański”, jego zastępca plut. Piotr Kwietniewski „Bicz”. Przy pomocy dowodzącego plutonem kpr. Stanisława Jarkowskiego „Szumigalski” powiadomił on żołnierzy o zarządzonej zbiórce. Mobilizację utrudniał fakt przemieszczania się przez teren placówki oddziałów frontowych. Strach przed frontem powodował ucieczkę ludności, w tym żołnierzy, do lasów.

Żołnierze mieli zgłaszać się na tzw. Stawkach (miejsce koło Osieka znane żołnierzom ze szkoleń w czasie konspiracji) gdzie mieszkali m.in. Stanisław Brożyna i Stanisław Kwiecień. Do miejsca tego broń została dostarczona kpr. Stanisław Szelągiewicz „Żbik” oraz Zygmunt Ziejewski. Przywieźli oni 5 kb Mauser, 2 pisolety i trochę amunicji. Pozostałą broń dostarczyli żołnierze przechowujący ją poza magazynem placówki, w przydomowych skrytkach.

Dotychczasowe ustalenia wskazują, że Placówka AK Osiek zmobilizowała jedynie około 11-13 żołnierzy, pochodzących z tej miejscowości. Do punktu koncentracji wyprowadził ich plut. Piotr Kwietniewski „Bicz”. Według niektórych relacji, był tam również kpr. Stanisław Jarkowski „Szumigalski”. Z całą pewnością możemy przyjąć, że w grupie tej byli: Władysław Bąk, Henryk Jarkowski, Zbigniew Kokoszko „Gandhi”, kpr. Stanisław Szelągiewicz „Żbik”, Stefan Brożyna, Stanisław Kwiecień, Jan Misiak, Józef Misiak,  Antoni Skowron, Zygmunt Ziejewski, kpr. Ryszard Skorupski „Ryś”.

Łącznie więc placówka zmobilizowała niepełną drużynę piechoty, uzbrojoną w 1 rkm, 5-6 karabinów, 2-3 pistolety, bliżej nieznaną ilość amunicji i granatów.

Drużyna z punktu koncentracji przeszła następnie przez Pliskowolę  i zakwaterowała w rejonie wsi Grabowiec-Gaj.

W dniu 26 lipca doszło do połączenia pododdziałów zmobilizowanych w Placówkach Połaniec i Osiek. Utworzono z nich oddział partyzancki „Dąb”, jako zalążek planowanej 5 kompanii. Na dowódcę oddziału powołany został ppor. Wacław Czosnek „Polny”. Jego głównym zadaniem było podporządkowanie sił BCH z oddziału LSB Mariana Lecha, który ignorował jakiekolwiek rozkazy (pisaliśmy o tym wyżej). Pod nieobecność „Polnego” formalnym dowódcą oddziału był kpr. Jan Fulko „Rekin”. Liczył on około 40 żołnierzy i otrzymał zadanie organizowanie zasadzek na szosie Sandomierz – Staszów w rejonie Osieka.
Także, 26 lipca, do oddziału dotarli z Placówki AK Osiek: plut. Piotr Kwietniewski, kpr. Ryszard Skorupski i Bronisław Jońca. Przynieśli oni wiadomość, że na Rynku w Osieku przebywa kilkunastu taborów z uzbrojonymi żołnierzami niemieckimi i rosyjskimi w charakterze woźniców. Zarządzony został alarm i oddział „Dąb” wyruszył w godzinach popołudniowych na pierwszą akcję. Po przejściu około 3 km zorganizowano zasadzkę w lesie, na zakręcie szosy Osiek – Staszów w miejscu zwanym Łęczna Góra (około 6 km na zachód od Osieka).
Sposób przeprowadzenia zasadzki opracowali „Rekin” i „Orzeł”. Ubezpieczenie, a zarazem czujka, w składzie trzech żołnierzy, wysunięta została do kępy krzaków, tuż na skraju lasu, od strony Osieka. Drugie, podobne ubezpieczenie wraz z rkm zajęło stanowisko od strony Staszowa na pagórku, po przeciwnej stronie szosy. Pozostali żołnierze zostali rozmieszczeni wzdłuż szosy (po jej północnej stronie) w tyralierze, na odcinku około 500 metrów. Jeden z rkm (kpr. Stanisław Żugaj i Józef Glica) zajął stanowisko na lewym skrzydle, drugi na prawym (kpr. Stefan Kwiatkowski i Eugeniusz Majewski), obok stanowiska „Rekina” i „Orła”. Po drugiej stronie szosy, w wykopie ziemnym, zorganizowany został punkt sanitarny w składzie Maria Jańczuk „Maciejka” i Stanisława Warchałowska „Sława”. Z żołnierzami turskiej placówki AK przebywał ich sanitariusz Władysław Ryza „Cichy”.
Już po zajęciu stanowisk od strony Staszowa nadjechało na motocyklu trzech Niemców. Doszło do krótkiej, lecz gwałtownej wymiany ognia z ubezpieczeniem, po której Niemcy wycofali się. Pomimo dekonspiracji miejsca zasadzki dowódcy postanowili oczekiwać na tabory z Osieka. „Rekin” ustalił, że sygnałem rozpoczynającym atak będzie seria z będącego w jego pobliżu rkm, po czym żołnierze oddadzą pojedyncze strzały nad głowami Niemców. Dowódca liczył na zaskoczenie i poddanie się wroga bez walki.
Wreszcie czujka od strony Osieka zaobserwowała wyjeżdżające od strony osady w kierunku Staszowa niemieckie tabory, poprzedzone przez dwuosobowy patrol na rowerach. Kiedy kolumna znalazła się na wysokości zasadzki oddano serię z rkm i zaczęto wzywać do poddania się. W odpowiedzi Niemcy zeskoczyli z wozów, zajęli miejsce w rowie i odpowiedzieli ogniem i granatami. Woźnice (Rosjanie) zeskakiwali natomiast z wozów, podnosili ręce do góry, krzycząc „My rus kije, nie strielat”.
Rozpoczęła się ostra wymiana ognia. Wśród Niemców są ranni. W pewnym momencie podniósł się nieostrożnie na swoim stanowisku Kupis (żołnierz z Placówki AK Tursko Wielkie), który został trafiony i zginął na miejscu. Niektórzy Niemcy zaczęli się poddawać, ale trzech z nich zaczęło się wycofywać osłaniając się gęstym ogniem. Z boku zaszli ich Stefan Kwiatkowski „Tygrys” i Eugeniusz Majewski „Gienek” likwidując dwóch, a trzeciego biorąc do niewoli.
Walka dobiegła do końca. Kilku Niemców zginęło, kilku poddało się (prawdopodobnie siedmiu), a około trzech było rannych (udzielono im pomocy). Zabici Niemcy zostali pochowani. Zakopano kilka padłych koni. Zdobyto bliżej nieustaloną ilość broni, nadto mundury, buty, żywność, wozy taborowe i konie, kuchnię polową, maszynę do pisania, zastawę stołową itp.
Już po zakończeniu akcji zdobyte wozy taborowe (poza jednym) pod konwojem kilku partyzantów zostały odesłane do Połańca. Z nieznanych na powodów do domów powróciła także część żołnierzy, głównie z placówek Osiek i Tursko Wielkie. Relacje potwierdzają, że grupa ta liczyła nie mniej niż dziesięć osób.
Już w porze nocnej z 26 na 27 lipca, pozostałe siły oddziału partyzanckiego „Dąb” przeszły do Strzegomia, prowadząc pod konwojem wziętych do niewoli Niemców, kuchnię polową oraz jeden z wozów taborowych. Pozwolono zostać 7 lub 8 Rosjanom, któ®zy następnie służyli w drużynie gospodarczej (po kilku dniach przekazani zostali napotkanemu oddziałowi Armii Czerwonej). W Strzegomiu oddział nocował wystawiając ubezpieczenia. Jeńców niemieckich zamknięto w stodole, wystawiając wartę pod dowództwem kpr. Edwarda Korczaka „Lew”. Pomimo zmęczenia warcie udało się udaremnić niemiecką ucieczkę. W późniejszym okresie, w bliżej nie ustalonych okolicznościach, jeńcy zostali zwolnieni.
Od tej pory oddział pozostał w Strzegomiu nie prowadząc działań bojowych. Prowadzono szkolenie oraz zgrywano drużyny. Kilku następnych żołnierzy zostało zwolnionych do domów. Na szczęście tego samego dnia do oddziału przybyła grupa ośmiu żołnierzy zmobilizowanych w II rzucie w Placówce Połaniec. Wśród nich Marian Kobos „Orkan”. Wkrótce po przybyciu do oddziału otrzymał on rozkaz udania się wraz z Ryszardem Gralewskim „Jastrząb” i Jerzym Pławskim do ochrony i konwojowania do oddziału broni znajdującej się jeszcze w magazynie w Żapniowie. Oczekując na transport broni byli oni świadkami jak do Połańca wjechały dwa samochody ciężarowe. Auta zostały ostrzelane przez nieznaną osobę w odwecie za co Niemcy podpalili 4-5 domów oraz zastrzelili dwie osoby cywilne. Po oczekiwaniu dojechał wreszcie transport broni ukrytej na dwóch furmankach powożonych przez Stefana Wiącka z Żapniowa i Józefa Kowalczyka z Przychód. Transport wraz z ochroną przejechał ulicą Staszowską, a następnie tzw. „Gacią” do lasu i bez przeszkód dotarł do oddziału.
Dzień po zasadzce żołnierze oddziału dostali ze zdobytego taboru: buty wojskowe, swetry, koce, bieliznę, plecaki i wiele drobnego oporządzenia. Z majątku w Ruszczy dowieziono do oddziału dwa wozy żywności. Najważniejsze jednak, że do oddziału dotarły siły zmobilizowane na terenie Placówki AK Tursko Wielkie o czym piszemy niżej.

Placówka AK Tursko Wielkie koncentrowała się w rejonie wsi Ossala. Zgłosili się następujący żołnierze: kpr. Julian Czech „Sokół” i kpr. Stefan Glica „Błazek”, obaj ze Skowronna, Stanisław Chmielowiec, Kupis, Szady, Urbański (wszyscy z Turska Wielkiego), Feliks Cija „Cygan” z Turska Małego, Jan Krala „Kokoszka” i Józef Salat obaj z Trzcianki, Henryk Kubas, Bolesław Bień, Józef Sowa, Józef Glica „Lisica”, Stanisław Paradowski, Henryk Kiełb, Paweł Sikora „Piasek”, Stanisław Żugaj „Wróbel”, Marian Świerk (wszyscy z Ossali). Przybyła też sekcja sanitarna tj. Helena Hołocińska i Stefania Młodzińska, obie z Ossali i Władysław Ryza „Cichy” z Turska Wielkiego. Zgrupowaniem placówki dowodził NN „Orzeł”. Jej stan uzbrojenia można orientacyjnie określić na; 1 rkm, około 10 karabinów, kilka pistoletów i dostateczną ilość amunicji do broni długiej.
Ponieważ w okolicy nie było już sił niemieckich, pododdział nie wykonywał żadnych akcji z wyjątkiem patrolowania terenu. Podczas pobytu w rejonie Ossali dołączyła do pododdziału, licząca około 30 żołnierzy, grupa członków rezerwy „Jędrusiów” z powiatu Mielec. Oba oddziały w nocy z 27 na 28 lipca przeszli w rejon lasów na północ od Osieka (sanitariuszki prawdopodobnie pozostały na miejscu). Grupa zakwaterowała w pobliżu Pliskowoli. Tam nastąpiło rozłączenie obu grup. Prawdopodobnie z grupą „Jędrusiów” odeszli także niektórzy żołnierze AK, którzy należeli jednocześnie do rezerwy tych pierwszych.
Do grupy pozostałych żołnierzy z Placówki Tursko Wielkie dołączyło natomiast kilku żołnierzy z Placówki Połaniec, którzy opuścili BCh-owców (sytuację tą wyjaśniamy niżej). Siły te dotarły do rejonu Grabowiec-Gaj, a następnie dołączyły do oddziału partyzanckiego „Dąb”.

Tak więc 28 lipca w oddziale partyzanckim „Dąb” znalazły się wszystkie pododdziały zmobilizowane w placówkach Podobwodu Osiek. Zmobilizowane siły powinny być liczniejsze, ale ze względu na dużą skalę odejść oddział liczył jedynie 40 żołnierzy. Prawdopodobnie także 28 lipca na rozkaz majora „Kruka” dowodzącego zgrupowaniem pułkowym 2pp oddział został przekształcony w 5 kompanię. Kompania ta razem z „Jędrusiami” oraz oddział partyzancki „Lotna” z BCH miały stać się trzonem planowanego II batalionu 2 ppLeg, ale na skutek rozbieżności w ustaleniach z dowództwem ludowców realizacja tego projektu została odroczona. 5 kompania pozostała w Strzegomiu do 30 lipca.

 

Mobilizacja w Podobwodzie Staszów

Podobwód V Obwodu Sandomierz – Staszów (konspiracyjny kryptonim „Modrzew”) obejmował placówki: Staszów, Bogoria i Rytwiany. Jego Komendantem był od połowy 1943 roku kpt. Stefan Kępa „Pochmurny”.

     Rozkaz o mobilizacji dotarł do podobwodu 25 lipca. Placówki Rytwiany i Bogoria po zmobilizowaniu swoich żołnierzy zebrały się we wsi Golejów, 3 km na wschód od Staszowa. Dołączył tu także oddział dywersyjny podobwodu pod dowództwem ppor. Tadeusza Kolatorowicza „Kruk” oraz grupa żołnierzy z placówki Staszów. Z przybyłych żołnierzy utworzono, liczący około 60 żołnierzy, oddział partyzancki „Modrzew” pod dowództwem „Kruka”. Został on podzielony na trzy pododdziały. Dowództwo objęli: pchor. Puton Janusz „Tatiana”, pchor. Maciejewski Kazimierz „Tarzan” i sierż. „Longinusa”. Poza wymienionym oddziałem w samym Staszowie zmobilizował się także pluton miejski pod dowództwem ppor. Klemensa Dyksińskiego „Władysław”, który rozmieszczony został w lokalach konspiracyjnych w mieście z zadaniem użycia od wewnątrz w walkach o Staszów. Przy oddziale znajdowało się także dowództwo ogniska walki o Staszów, w składzie: dowódca - kpt. Stefan Kępa „Pochmurny”, adiutant – ppor. NN „Sęp” i kwatermistrz – NN.
     Zgodnie z planem działań wieczorem 26 lipca oddział „Modrzew” przeszedł w rejon wsi Rytwiany, gdzie w nocy wykonał atak na załogi niemieckie w tej miejscowości. Atak poprzedziło rozbrojenie u sołtysa dwóch Niemców i wzięcie ich jako zakładników. Tą część zadania przeprowadzili: Bublik Andrzej "Dzik", Dziedzic Stefan "Igiełka", Bober Mieczysław "Odyniec", Dorosiewicz Bolesław i Konrad Janik. Zadaniem Tadeusza Króla "Mały" było uszkodzenie linii telefonicznej.

     Dopiero po wykonaniu tych zadań przystąpiono do ataku. Grupa pchor. „Tatiany” zaatakowała pałac w majątku Rytwiany i opanowała obiekt, rozpędzając kwaterujących tam żandarmów i zdobywając żywność oraz zaopatrzenie dla oddziału. Grupa „Tarzana”, atakowała posterunek niemiecki przy gorzelni, obsadzony przez oddział Wehrmachtu. W tym przypadku jeden z wziętych wcześniej do niewoli Niemców wezwał załogę do poddania się. Żołnierze odpowiedzieli ogniem i rakietami wezwali pomocy. Partyzancki atak utknął w ogniu skutecznie broniącego się oddziału Wehrmachtu. Nie udało się zdobyć broni i po godzinnej walce oddział wycofał się z Rytwian w lasy w rejonie Monasterka. Drugiego z niemieckich jeńców zwolniono. W lesie na partyzantów oczekiwały sanitariuszki: 

Chołocińska Zofia „Paproć” i Adaś Emilia „Sarenka”. Na szczęście ich pomoc nie była potrzebna, wśród partyzantów nie było rannych.

     27 lipca pododdział w sile 30 żołnierzy zorganizował zasadzkę uderzeniowo-ogniową na wysokości wsi Józefowo przy sosie Staszów – Sandomierz. W zasadzkę wpadł oddział Luftwaffe, transportujący benzynę. Samochód z benzyną został rozbity i spalony pociskiem z piata. Zabitych zostało trzech żołnierzy niemieckich, a dwóch dostało się do niewoli. Oddział AK wycofał się pod ogniem dwóch przybyłych niemieckich samochodów pancernych w lasy w rejonie wsi Strzegom.
     Następnego dnia, 28 lipca, oddział zorganizował kolejną zasadzkę na tej samej szosie, ale tym razem w rejonie uroczyska Czerwony Las (rejon Wiśniówki). Tym razem w zasadzkę wpadł niemiecki samochód z żandarmerią, który przedarł się jednak przez ogień broni maszynowej partyzantów. Straty Niemieckie nie zostały rozpoznane.
     Prawdopodobnie tego samego dnia na bazie oddziału „Modrzew” sformowano 9 kompanię zgrupowania pułkowego. Do rejonu zakwaterowania oddziału dostarczono zaopatrzene. Komendant Placówki Staszów, ppor. Jan Supa "Skrzyński" wraz z sierżantem Sawickim i Haliną Wójcikiewicz "Halszką" przywieźli na furmance żywność, leki i środki opatrunkowe. Przez kolejne dwa dni kwaterowała ona w Strzegomku, niedaleko gajówki Mieczysława Bobera „Odyniec”. Kompania liczyła około 95 żołnierzy i była dosyć dobrze uzbrojona m.in. w broń zrzutową. Prowadzono intensywne szkolenie, w tym zgrywanie drużyn. Uzupełniano także zaopatrzenie i środki sanitarne.

Oddział Partyzancki "Jędrusie"

Poza konspiracyjnymi plutonami AK mobilizacja objęła także Oddział Partyzancki „Jędrusie”, który stanowił jednostkę dyspozycyjną Inspektora Sandomierskiego ppłk. Antoniego Żółkiewskiego  „Lina”.

Oddział ten mobilizację swoich rezerw terenowych rozpoczął już 20 lipca 1944 r. Jak już pisaliśmy okazało się wtedy, że na koncentrację tego oddziału stawiło się wielu żołnierzy AK, którzy związani byli z oddziałem. Oddział, stacjonujący w Strzegomiu, już 22 lipca osiągnął liczebność prawie 150 żołnierzy i w dalszym ciągu jego stany osobowe rosły.

Działania przeciw niemieckim liniom komunikacyjnym, w ramach akcji „Burza”, oddział „Jędrusie” rozpoczął 25 lipca organizując, bez powodzenia, zasadzkę na szosie Osiek – Staszów. Późnym wieczorem tego samego dnia wydzielona z oddziału grupa zaatakowała we wsi Osieczek ewakuujące się urzędy Kreishauptmanschaftu (Starostwa) z Biłgoraja. Samego Starostę (Landrata) ochraniało sześciu żołnierzy oraz kwaterująca w sąsiedniej wiosce Zawidzy kompania własowców. Wydzielony oddział obszedł dookoła Osiek i koło cmentarza zszedł ze wzniesienia na przełaj przez pola w kierunku szosy Osiek – Łoniów. Cekaemy zajęły stanowiska wzdłuż szosy ubezpieczając od strony Zawidzy. Przeznaczone do bezpośredniego ataku cztery drużyny w rozwiniętym szyku bojowym posówały się po obu stronach szosy do zabudowań Osieczka. Problemem był brak dokładnego rozpoznania w których zabudowaniach kwaterują Niemcy. Sprawdzając dom po domu żołnierze napotykają wreszcie ubezpieczenie. Wywiązuje się gwałtowana strzelanina, na odgłos której kierują się pozostałe drużyny. Zajmowane są kolejne zagrody z których wyprowadzani są wystraszeni cywilni Niemcy. Ochraniający ich żołnierze wycofują się rzucając granat, odłamkiem którego zostaje ranny Franciszek Rutyna „Franek”. Po krótkiej walce Niemcy zostali rozbici, kilku żołnierzy wroga zginęło. W ręce polaków wpadło ponad 20 wozów z żywnością, papierosami, skórą na buty i innymi artykułami, jak również broń, dokumenty i pieczęcie urzędów. Przygotowanie taborów do odejścia przedłuża się dlatego ubezpieczające akcję ckm rozpoczęły ogień w kierunku oddziału własowców w Zawidzy chcąc ostudzić jego zapał do walki. Oddział odszedł wreszcie do nowych kwater w Graniczniku koło Wiązownicy.
Pomimo poszukiwań nie udało się odnaleźć biłgorajskiego starosty, któremu w zamieszaniu bitewnym udało się uciec. Chcąc zapytać o drogę do Staszowa dotarł do Strużek, gdzie „usłużnie” skierowano go w sam środek terenu opanowanego przez partyzantów. Starosta trafił ostatecznie do partyzanckiej kwatery w Lesisku, gdzie jednak tego dnia nie kwaterował oddział „Jędrusiów”. W jednej z kwater przebywał tam, i to przypadkowo, Stefan Malinowski „Myśnyciu” i w memencie wejścia landrata do mieszkania mył się rozebrany do pasa. Przy pasie miał na szczęście zawieszoną na kaburze broń i widząc obcego człowieka, natychmiast po nią sięgnął. Widząc obcego natychmiast po nią sięgnął i aresztował przybysza. Jakież było jego zdziwienie gdy podczas przeszukania odkrył pod płaszczem pistolet maszynowy „Mas”, a w kieszeni pięknie oksydowany rewolwer, „siódemkę” typu Walter. Kiedy po sprawdzeniu dokumentów wydało się kto jest przybyszem „Myśnyciu”, na skraju lasu rozstrzelał niemieckiego starostę z Biłgoraja.

Po akcji oddział przeszedł do wsi Granicznik, gdzie jego część została wyekwipowana w zrzutowe mundury. Na kwaterach przebywał tam dwa dni przyjmując nowych ochotników, aż osiągnął stan 217 żołnierzy. Jego dowództwo składało się z pięciu osób:
Dowódca – por. Józef Wiącek „Sowa”,
Zastępca dowódcy – sierż. Józef Szelest „Uszaty”,
Oficer wywiadu – Aleksander Modzelewski „Warszawiak”,
Szef oddziału – sierż. Stanisław Klusek „Jastrząb”,
Lekarz – por. Kazimierz Lipowski „Mięta”.
Skład poszczególnych pododdziałów był następujący:
1 pluton – dowódca: sierż. Stanisław Wiącek „Inspektor” – liczebność 59 żołnierzy.
2 pluton – dowódca: sierż. pchor. Zdzisław Fijałkowski „Tarzan” – liczebność 59 żołnierzy.
3 pluton – dowódca: plut. pchor. Zbigniew Kabata „Bobo” – liczebność 59 żołnierzy.
Drużyna gospodarcza – dowódca: plut. Franciszek Rutyna „Franek”- liczebność 17 żołnierzy.
Sekcja minerska – dowódca: por. Paweł Jodłowski „Okoń” – liczebność 5 żołnierzy.
Sekcja zwiadu konnego – dowódca: wachmistrz Edmund Baczkiewicz „Edmund” – liczebność 13 ułanów.
Oddział przeszedł następnie do wsi Rybnica, gdzie na skutek dalszego napływu rezerw jego stan wzrósł do ponad 250 żołnierzy. W plutonach utworzono wtedy czwarte drużyny.
W planach dowodzącego zgrupowaniem 2 pp mjr. „Kruka” oddział „Jędrusie”, oddział partyzancki „Dąb” oraz oddział „Lotna” wywodzący się z BCH miały stać się trzonem planowanego II batalionu pułku. Wskutek braku porozumienia z ludowcami realizacja tego projektu została odroczona.
Prawdopodobnie 28 lipca kompania partyzancka „Jędrusie” została przemianowana na 4 kompanię partyzancką „Jędrusie”.

Tego samego dnia w zasadzkę 1 plutonu „Inspektora” wpadły dwa niemieckie samochody terenowe. Miało to miejsce na drodze z Osieka do Staszowa, na skraju lasu od strony Osieka. W wyniku walki zginęło 3 oficerów Abwehry (w tym pułkownik), a 5 żołnierzy Wehrmachtu zostało ciężko rannych. Jak się okazało była to jednostka wywiadu przykomenderowana do sztabu niemieckiej 4 armii pancernej (inne relacje podają, że byli to oficerowie z 4 pułku saperów). Zdobyto 3 pistolety maszynowe, 8 rewolwerów, plany umocnień nad Nidą i w rejonie Grzędy Małogoskiej, jak również kasę oficerów w markach, dolarach, karbowańcach i złotych emisyjnych. Plany te zostały później przekazane wojskom sowieckim.
Już po zakończeniu akcji w miejsce zasadzki nadjechała samochodowa kolumna Wehrmachtu. Została ona ostrzelana. Kiedy niemieccy żołnierze rozwinięci w tyralierę zbliżali się do oddziału AK, ten ostrzeliwując się, oderwał się od nieprzyjaciela i powrócił do Rybnicy.

Także 28 lipca, ale w godzinach wieczornych 2 pluton, wzmocniony drużyną 3 plutonu z ckm, pod ogólnym dowództwem sierż. Józefa Szelesta „Uszatego” uderzył na kompanię Wehrmachtu nocującą w Koprzywnicy. Wydzielony oddział na akcję pojechał wozami, które wraz z ubezpieczeniem pozostały za cegielnią na drodze w pobliżu Beszyc. Przed akcją przeprowadzono rozpoznanie dzięki któremu ustalono, że Niemcy kwaterują w szkole, a tuż obok na cmentarzu kościelnym zgrupowane są ich tabory. Szkoła to piętrowy, murowany budynek otoczony po bokach dość wysokim kamiennym murem. Przed nią znajdował się mały placyk i skrzyżowanie ulicy z szosą Sandomierz – Staszów. Ustalono, że atak zostanie przeprowadzony z dwóch stron – od rynku i od cmentarza kościelnego.
Ogień rozpoczęła grupa atakująca od strony rynku, zbliżając się skokami niemal pod narożnik szkoły. Dalszy atak został powstrzymany silnym ogniem ze szkoły, który zmusił tą grupę do odwrotu, a także powstrzymał dalsze posuwanie się grupy od strony cmentarza. Tej ostatniej udało się co prawda opanować stojące tam tabory, ale pod silnym ogniem trudno było zabrać ich zawartość.
Rozpoczęła się wymiana ognia, ale Niemcy broniący się w murowanym piętrowym budynku szkoły skutecznie odpierali ataki . Przed świtem (inne relacje podają, że już po północy) pododdział „Jędrusiów” wycofał się z miasteczka.
29 lipca wskutek wzmożonych ruchów wojsk niemieckich kompania została skierowana do ubezpieczania dowództwa dywizji kwaterującego w Zyznowie. Niektóre pododdziały w dalszym ciągu patrolowały jednak teren i urządzały zasadzki na drogach, ale bez efektów.

Mobilizacja łącznie

Mobilizacja w Obwodzie Sandomierz objęła żołnierzy wszystkich podobwodów AK, plutony taktyczne Batalionów Chłopskich, Oddział Partyzancki „Jędrusie” i Oddział Dywersyjny „Lotna” z BCH. Zmobilizowani zostali także żołnierze AK z konkretnych służb. Łącznie około 2500 ludzi.

Wiktorowski "Kruk" - zdjęcie przedwojenne.

W strukturach terenowych AK mobilizacja przyniosła następujące efekty:
Podobwód Sandomierz „Białodrzew” – 355 ludzi,
Podobwód Klimontów „Czeremcha” – 140 ludzi,
Podobwód Samborzec „Jodła” – 190 ludzi,
Podobwód Osiek „Dąb” – 40 ludzi,
Podobwód Staszów „Modrzew” – 95 ludzi.
Zmobilizowana została także kompania „Jędrusie” licząca około 250 żołnierzy, pluton saperów ppor. Ryszarda Michniewicza „Wyrwa”, sekcja łączności sierż. Stanisława Mroza „Zawada”, sekcja artylerii ppor. Stanisława Listopada „Włodzimierz” i sekcja „Lotników” – liczące łącznie około 60 żołnierzy. Ogólnie więc pod bronią w polu znalazło się co najmniej 1130 żołnierzy Armii Krajowej.
Nie możemy zapomnieć, że w stanie ostrego pogotowia znajdowały się także cztery plutony piechoty i pluton saperów w Sandomierzu – łącznie około 220 żołnierzy oraz pluton piechoty w Staszowie – około 60 żołnierzy. Zmobilizowane zostały także oddziały Wojskowej Służby Ochrony Powstania w sile 570 ludzi oraz liczący około 150 żołnierzy Państwowy Korpus Bezpieczeństwa.
W końcowym okresie mobilizacji na terenie Obwodu Sandomierz były więc zmobilizowane siły AK liczące 2000 tysiące ludzi. Należy jednak pamiętać, że zgodnie z umową scaleniową mobilizacja obejmowała także plutony taktyczne BCH. Mobilizacja dała łącznie 350 żołnierzy zgrupowanych w batalionie „Wyrwy” oraz około 150 żołnierzy działających w oddziałach Ludowej Straży Bezpieczeństwa. Niestety w większości przypadków współpraca ze strukturami ludowców nie przebiegała pomyślnie.
Sama mobilizacja ich sił została opisana, ale przytaczamy ją jeszcze raz dla wyjaśnienia sytuacji:

     Bataliony Chłopskie podpisując umowę scaleniową z AK w Obwodzie Sandomierz podawały swoją liczebność na 4200 ludzi. Plutony taktyczne organizacji powinny się mobilizować na terenie podobwodów i wykonywać działania w ramach lokalnych planów „Burzy”. Dowodzenie takimi działaniami należało do lokalnego dowódcy w podobwodzie, którym w każdym wypadku był oficer, rekrutujący się z sił AK przed scaleniem. Jak się okazało, dowódcy BCh wykorzystali tę sytuację do późniejszego bojkotu ustaleń scaleniowych.
     Plutony taktyczne podobwodu Klimontów mobilizowały się we wsi Krzeczkowice pod dowództwem ppor. Jana Saniawy „Zawisza”. Podobwód Koprzywnica (Samborzec w AK) mobilizował się we wsi Świniary pod dowództwem ppor. Antoniego Jarosza „Brzezina”. Jedynie w tych podobwodach mobilizacja sił BCh przebiegła stosunkowo dobrze, ale i tak wymienieni dowódcy nie podporządkowali się dowódcom podobwodów, ani nie nawiązali z nimi współpracy. W pozostałych podobwodach żołnierze zostali przesunięci w większości do Ludowej Straży Bezpieczeństwa (po scaleniu w dalszym ciągu pozostawała w gestii BCh), a mobilizacja pozostałych przebiegała opieszale.
     Odtwarzający w obwodzie 2 ppLeg. mjr. „Kruk” próbował wywrzeć nacisk na miejscowe dowództwo BCh, ale przyniosło to chyba odwrotny skutek wśród rozpolitykowanego wojska. Ostatecznie „Kruk” wyłączył plutony BCh spod dowództwa oficerów AK niższego szczebla i podporządkował je bezpośrednio sobie za pośrednictwem komendanta kursu podchorążych BCh por. „Wyrwy”, którego powołano na stanowisko dowódcy wszystkich oddziałów BCh w polu.

Podsumowując: na koniec lipca 1944 roku zmobilizowane siły polskie na terenie Obwodu Sandomierz liczyły 2500 ludzi.

W obronie przyczółka

Z chwilą odrzucenia planu ataku na Sandomierz miejscem nasilonej aktywności oddziałów AK w obwodzie stało się drugorzędne – według planów – ognisko walki, jakim była przeprawa na Wiśle pod Baranowem.

29 lipca dowodzący zgrupowaniem 2 pułku piechoty major „Kruk” uznał, że sytuacja militarna przekreśla szanse na przeprowadzenie ataku na Sandomierz i nakazał odejście Grupy Południowej ( 7 kompania ppor. „Topora”, kompania BCH ppor. „Zawiszy”, oddział BCH „Lotna” i pluton saperów ppor. „Wyrwy”) na skraj lasów klimontowskich. Razem z tą grupą odeszła 3 kompania I batalionu. Zanim to jednak nastąpiła dowodzący kompanią por. Władysław Sztaba „Sztaba” odesłał do domów żołnierzy bez broni, obuwia i w wieku poniżej 18 lat, a także jedynych mężczyzn w rodzinach. Sam obrał na miejsce swojej kwatery i punktu dowodzenia Królewice na skraju lasów klimontowskich.
Znalazła się tam większość sił obwodu (3., 4, 5., 7. I 8. Kompanie, pluton saperów oraz batalion BCH por. Jana Kurkiewicza „Wyrwa”) liczące około tysiąc żołnierzy. Ich uzbrojenie było jednak ciągle słabe (dotyczy to głównie oddziałów ludowców). Wszystkich oddziałów dotyczył jednak brak broni przeciwlotniczej i przeciwpancernej.
Głównym zadaniem tych sił było dozorowanie przeprawy na Wiśle opodal Baranowa Sandomierskiego w gotowości do współdziałania z czołowymi jednostkami armii sowieckiej wypierającymi Niemców z terenu obwodu. Do czasu nawiązania takiej współpracy siły tego ogniska walki miały zamknąć szosę Koprzywnica – Osiek – Staszów i prowadzić dywersję na pozostałych kierunkach.
W celu umożliwienia wykonania tego zadania mjr „Kruk” zamierzał nie dopuścić nieprzyjaciela na południe od linii Bogoria – Klimontów – Koprzywnica. Stanowiła ona bowiem podstawę wyjściową do ewentualnej akcji na Sandomierz i ułatwiała dozorowanie Wisły na przeprawie pod Baranowem.

30 lipca siły zgrupowania pułkowego zostały jednak uszczuplone, bowiem jak już pisaliśmy 4 kompania „Jędrusie” została oddana do dyspozycji ppłk. „Lina”, dowódcy tworzącej się 2 dywizji piechoty. Jego miejsce postoju znajdowało się w leśniczówce Zyznów (w lasach klimontowskich), a więc w rejonie opanowanym przez siły AK.
Pozostałym siłom przydzielono następujące zadania:
9 kompania ppor. „Kruka”, przy której przebywał kpt. „Pochmurny” – dowódca ogniska walki Staszów, w dalszym ciągu miała działać na odcinku szosy Osiek – Staszów.
-utworzono zgrupowanie pod dowództwem kpt. „Tarniny”, opisane niżej,
-utworzono zgrupowanie pod dowództwem kpt. „Siwego” – opisane niżej.
Działania zgrupowań miały miejsce praktycznie tylko 30 lipca po czym sytuacja ponownie wymusiła zmiany.

Bój o Klimontów

Zgrupowanie kpt. „Tarniny” miało działać na kierunku północnym, w rejonie Klimontowa. Składało się z 7 kompanii ppor. „Topora” (zmobilizowanej w Podobwodzie Klimontów) oraz z batalionu BCH por. „Wyrwy”. Ten ostatni został nawet przesunięty do wsi Byszówka i Rogacz, a więc niemal na skraj Klimontowa.

Działania zgrupowania kpt. „Tarniny” rozpoczęły się rano 30 lipca intensywnym rozpoznaniem przedpola i likwidowaniem niemieckich patroli. W Nawodzicach wzięto do niewoli dwuosobowy patrol ze wschodnich formacji kolaboracyjnych. Pododdział z 7 kompanii pod dowództwem kpr. „Gałązki” rozbroił także patrol niemiecki koło wsi Zielonka. Działania te skłoniły także do dezercji ok. 30 Tatarów z Ostlegionu. Pozostałe zasadzki nie miały powodzenia, gdyż Niemcy, patrolując teren samolotem „Storch”, odkryli ruchy oddziałów polskich i nie wysuwali się poza Klimontów, a przedpole rozpoznawali ostrożnie. Ostatecznie Niemcy wycofali się z Klimontowa. Oddziały AK meldowały jednak zamieranie ruchu odwrotowego Niemców. W teren zaczęły za to napływać nowe siły z czołgami oraz artylerią, które rozkwaterowywały się  w rejonie Lipnika i Włostowa.

Zasadzka "Siwego"

Zgrupowanie kpt. Michała Mandziary „Siwy” miało działać na drodze Koprzywnica – Łoniów – Osiek. Składało się z następujących jednostek: 5 kompania por. „polnego”, 8 kompania por. „Redera”, pluton saperów ppor. Ryszarda Michniewicza „Wyrwa” oraz kompania BCh  ppor. „Brzeziny.

Działania zgrupowania zostały zdeterminowane przez wiadomość jaką już 30 lipca rano przyniósł partol z kompanii ppor. „Brzozy”. Meldował on dowództwu, że zgodnie z informacjami uzyskanymi od ludności cywilnej na zachodni brzeg Wisły przeprawiły się już oddziały sowieckie. Nie było jednak pewne czy to oddziały regularnej armii czy też grupa sowieckich uciekinierów z niewoli niemieckiej. Sytuacji nie wyjaśnił wysłany inny patrol z kompanii, który rozbroił w Krowiej Górze grupę wycofujących się Niemców.
Dopiero przed południem wywiad AK potwierdził, że faktycznie pomiędzy Tarnobrzegiem i Baranowem Wisłę przekroczyły małe oddziały sowieckie, które umacniają swoje pozycje na zachodnim brzegu Wisły. Jednocześnie wywiad poinformował kpt. „Siwego”, że w Koprzywnicy Niemcy przygotowują kolumnę samochodów ciężarowych, aby opuścić tę miejscowość w kierunku na Osiek.

W celu zniszczenia tej kolumny kpt. „Siwy” zarządził zorganizowanie silnej zasadzki na drodze Koprzywnica – Osiek, w rejonie lasów łoniowskich. Dwa plutony z 8 kompanii por. „Redera” zajęły stanowiska w rejonie stawów w okolicy wsi Zawidza. 5 kompania por. „Polnego” (36 żołnierzy) zablokowała szosę na kierunku Osieka, ubezpieczając zasadzkę od tej strony. Pluton saperów (42 żołnierzy) zaminował drogę pomiędzy tymi oddziałami i stanowił wtórną zaporę ogniową na wypadek przedarcia się nieprzyjaciela z któregoś z tych kierunków. Kompania BCh ppor. „Brzeziny”, która kwaterowała w Świniarach, naprzeciw Baranowa miała ubezpieczać zasadzkę na tym kierunku oraz dozorować Wisłę.
W kierunku zasadzki zbliżała się najpierw kolumna niemieckiego taboru konnego, zmierzająca w kierunku Osieka. Została ona przepuszczona przez plutony „Redera” i rozbita dopiero przez kompanię por. „Polnego”. Manewr ten został zastosowany w tym celu, aby bliskie strzały nie ostrzegły kolumny samochodowej o niebezpieczeństwie. Cel został osiągnięty. W starciu zginęło 8 Niemców, a 5 dostało się do niewoli. W polskie ręce wpadł tabor w składzie kuchni polowej i 6 wozów dwukonnych z zaopatrzeniem dla wojska (40 rowerów, wóz z papierosami i 4 wozy z żywnością) oraz 11 karabinów i pewną ilość amunicji.
Około południa w zasadzkę wpadła kolumna 5 samochodów ciężarowych z wojskiem. Zniszczono dwa z nich. W starciu poległo kilkudziesięciu Niemców, a reszta wycofała się. Zdobyto broń i amunicję, ale 8 kompania miała też straty. Zginęło trzech żołnierzy, w tym plut. pchor. Władysław Piwowarski „Szary”, dowódca 2 plutonu).
Jak się okazało, zaatakowane samochody były częścią większej kolumny wojskowej, która rozwijała się w celu uchwycenia stanowisk wyjściowych do akcji oczyszczania zachodniego brzegu Wisły. Część tej kolumny skierowała się także w kierunku Świniar, drogą Łoniów – Baranów, z zamiarem umocnienia obrony na wzgórzach panujących nad doliną Wisły. Kapitan „Siwy” postanowił zaatakować te siły i zepchnąć je w kierunku Koprzywnicy. Natarcie, wychodzące z zalesionego i pofałdowanego terenu na północ od Osieka, rozwijało się bardzo energicznie, spychając nieprzyjaciela z szosy Łoniów – Świniary i dalej w kierunku Koprzywnicy.
Walki trwały aż do zapadnięcia zmroku i zakończyły się zepchnięciem sił niemieckich z tego rejonu. Oddziały niemieckie wycofały się do Koprzywnicy. Patrole zgrupowania posuwały się w ślad za nimi. W rejonie wsi Krowia Góra i Skrzypaczewicze natknęły się na idącą na odgłos walki czołówkę wojsk sowieckich w sile trzech transporterów opancerzonych. Było to pierwsze spotkanie oddziałów AK z wojskami sowieckimi na terenie Okręgu Kielce AK.

Przegrupowanie

Pojawienie się na zachodnim brzegu Wisły oddziałów sowieckich wymusiło zmianę niemieckiej taktyki, a to groziło zgrupowanym siłom Obwodu Sandomierz. Sytuację prawidłowo oceniło dowództwo AK i podjęło wcześniej odpowiednie działania.

Siły sowieckie na tworzącym się przyczółku były w tym czasie jeszcze bardzo słabe, a szczególnie odczuwały brak piechoty. Z radością skorzystały z pomocy oddziałów AK prosząc o współdziałanie w osłanianiu przeprawiających się kolejnych oddziałów. Szczególnie cenna była dla nich informacja, że teren na zachód od linii Koprzywnica – Osiek – Połaniec, aż po szosę Bogoria – Staszów, jest w rękach polskich.
Niepowodzenie prób zepchnięcia oddziałów sowieckich do Wisły było zapewne powodem zmiany przez Niemców taktyki. Rozpoczęli oni intensywny ostrzał artyleryjski terenu od rzeki po linię drogi Koprzywnica – Łoniów – Osiek. Pomimo zapadnięcia zmroku wzrosła także aktywność niemieckiego lotnictwa. Działania te świadczyły o przygotowaniach do planowanego na następy dzień niemieckiego natarcia.
Major „Kruk” prawidłowo ocenił sytuację i jeszcze wieczorem 30 lipca i podjął działania, które miały uchronić siły AK przed rozbiciem. Powołane dzień wcześniej zgrupowanie kpt. „Siwego” miało przejść do głównych sił zgrupowania pułkowego i zostało rozwiązane. Przy oddziałach sowieckich miał jedynie pozostać pluton saperów ppor. „Wyrwy” w celu zachowania kontaktu oraz wspomagania ich i prowadzenia w terenie. Dotychczasowa 5 kompania por. „Polnego” została rozwiązana, a jej siłami wzmocniono 9 kompanię w ognisku walki o Staszów.
Także 30 lipca wysłane zostały dwa partole w celu obserwowania ruchów niemieckich. Jeden pod dowództwem sierż. „Orła” udał się w rejon Koprzywnicy, a drugi pod dowództwem pchor. „Waltera” w rejon Lipnika.
Nasilenie w dniu następnym walk skłoniło także ppłk „Lina”, dowódcę tworzącej się 2 dywizji piechoty, do przeniesienia swojej kwatery z Zyznowa do wsi Buczyny koło Bogorii. Wraz z dowódcą dywizji odeszła 4 kompania „Jędrusie” stanowiąca jego ochronę oraz konny zwiad dywizji rotmistrza Karola Wickenhagena „Pobóg”.

Rozbicie I batalionu - Pielaszów

Szybkie zmiany w strefie frontowej oraz opieszalość dowódcy I batalionu w opuszczeniu zagrożonego terenu stwarzaly coraz bardziej niebezpieczną dla niego sytuację. Niemcy, niestety nie zmarnowali takiej okazji. I batalion został rozbity w Pielaszowie...

Po starciu z Niemcami w Darominie – Kolonii batalion odskoczył tylko o 4 kilometry do Pielaszowa, ale zapewne dowódca liczył, że Niemcy będą go szukać w bardziej odległym terenie. W tej samej miejscowości kwaterował zalążek zwiadu konnego 2 Dywizji Piechoty AK dowodzony przez rtm. Karola Wickenhagena „Pobóg”. Dowódca wyczekiwał na sprzyjające okoliczności do zmiany miejsca postoju. Niestety padające w nocy i rano deszcze zamieniły glinę lessową w trudne do przebycia bajora. Zamarł ruch niemieckich samochodów, ale z drugiej strony także partyzanci nie mogli się przemieścić. Należy pamiętać, że byli obarczeni samochodowym taborem nieprzydatnym w takich okolicznościach.
Kiedy 29 lipca około południa rozjaśniło się drogi zapełniły się niemieckim wojskiem. Co gorsza kolumny okupantów przesuwały się także bocznymi drogami stanowiąc coraz większe zagrożenie dla batalionu. Także podrzędna droga leżąca około pół kilometra od Pielaszowa zapełniła się niemieckimi kolumnami jadącymi od przeprawy mostowej pod Annopolem do szosy Sandomierz – Opatów.
Batalion ubezpieczył się na tym kierunku czatą w sile plutonu. Otrzymał on wyraźny rozkaz nie odpowiadania na prowokacyjny ogień niemiecki i nieujawniania swojej obecności. Niestety żołnierze nie przestrzegali zasad maskowania i zostali zauważeni. Jadący samochodem terenowym Niemcy otworzyli do nich ogień, ale samo auto ugrzęzło w błocie. Ułatwiło to wybicie jego czteroosobowej załogi w której znajdowali się pułkownik i kapitan. Jak wynikało ze znalezionych przy nich dokumentach byli oficerami artylerii korpuśnej 42 KA. Ich zaginięcie na pewno nie uszło uwadze przełożonych. Należało się spodziewać, że oddziały frontowe nie będą tolerowały na swoim zapleczy jakichkolwiek wrogich oddziałów.

Pielaszów

Kpt. „Swojak” nie miał jednak szans na oderwanie się od nieprzyjaciela w terenie naszpikowanym oddziałami. Jego jedyną szansą było dotrwanie do zmroku i wymknięcie się pod osłoną nocy. W takiej sytuacji do batalionu dociera rozkaz natychmiastowego dołączenia do zgrupowania pułkowego. Jedyną szansą na jego zrealizowanie było przebicie się przez drogę Sandomierz – Opatów.
Przygotowując się do zadania „Swojak” podjął kilka decyzji, które miały ułatwić jego realizację:
- wysłał dwa oddziały ochotników z zadaniem opanowania majątków w Sobótce i Wilczycach skąd żołnierze mieli przyprowadzić 10-12 wozów z zarekwirowaną żywnością.
-wysłał do Sandomierza dowódcę tamtejszej kompanii miejskiej ppor. „Ulickiego” z zadaniem zorganizowania szybkiej dostawy broni i amunicji z zapasów pozostawionych w mieście na wypadek jego opanowywania.
-nakazał zniszczyć wszystkie zdobyte wcześniej samochody ciężarowe, aby ułatwić marsz oddziału. Przeworzone zaopatrzenie ukryto w Pielaszowie. Żołnierze zabrali jedynie jednodniowy zapas żywności oraz całość amunicji i materiałów minierskich.
Dowódca nakazał także zająć wyznaczone stanowiska obronne i trwać na nich w gotowości do wymarszu.
Niemcy nie przejawiali żadnej aktywności bojowej. Około północy ruch na drodze, którą miał się przebijać batalion zamarł. Nastały wyśmienite okoliczności do opuszczenia terenu, ale kpt. „Swojak” czekał na wysłane patrole i broń z Sandomierza.
Po północy oddział plut. Jana Warzochy „Burza” zaatakował majątek w Sobótce. Kwaterujący tam niemiecki oddział opuścił go jeszcze przed atakiem. Zarekwirowano około 50 koni. Niedługo później drugi z oddziałów dowodzony przez pchor. Adama Łasicę „Wschód” dotarł do wsi Wilczyce i z tamtejszego majątku zarekwirował 5 wozów z żywnością. Oba oddziały usiłowały przed świtem dotrzeć do macierzystego oddziału, ale natrafiły na zaciskający się pierścień obławy. Zdobyte wcześniej konie, wozy i żywność przekazano okolicznym mieszkańcom, a grupy żołnierzy przedostały się do wsi Jankowice. Tam rozbroiły się, a broń, wyposażenie i mundury ukryto w miejscowym kościele. Żołnierze ci do batalionu już nie powrócili, ale pojedynczo przedzierali się do Sandomierza.

Nie doczekawszy się na swoje oddziały, ani na broń „Swojak” wysłał patrol na rozpoznanie, a następnie opuścił Pielaszów. Kolumnę prowadził ppor. Antoni Mazgaj-Marglewski „Bruno”, adiutant batalionu, który z marszu ubezpieczył Wesołówkę, do której kolumna wmaszerowała około godziny 4 rano 30 lipca, zajmując tu kwatery.
Było to najbardziej ukryte miejsce w okolicy. Wioska leżała na uboczu szlaków komunikacyjnych, dobrze ukryta w głębokim jarze. Dobry widok na przedpole w kierunku południowym, poza Opatówką, oraz daleki wgląd na północ z płaskowyżu poza wsią dawały rękojmię wczesnego wykrycia zbliżającego się nieprzyjaciela. Batalion ubezpieczył się placówkami w sile plutonu na każdym kierunku zagrożenia, z wysuniętymi posterunkami obserwacyjno-alarmowymi na przedpolu, i zamierzał tu przetrwać dzień.
Ok. godziny 5 rano Niemcy w dobrze przygotowanym ataku natarli na batalion od strony północnej. Po rozpoznaniu sił nieprzyjaciela kpt. „Swojak” osłonił się na tym kierunku kompanią ppor. „Franta”, a jednocześnie reszta sił została postawiona w stan alarmu. 2 kompania otrzymała rozkaz wycofywania się w nie zagrożonym kierunku zachodnim. Kompania ta osłoniła się od strony wsi Pielaszów (dochodziły już stamtąd odgłosy strzałów) trzema placówkami plutonu sierż. „Szefa”. Słabo uzbrojone plutony kompanii prowadził w odwrocie ppor. „Bruno”. Za 2 kompanią miała odchodzić kompania ppor. „Franta”, powstrzymująca niemieckie natarcie. Punktem docelowym wycofujących się oddziałów miały być wsie Słaboszewice i Żurawica (obecnie Żurawniki).
Kompania „Franta” z sukcesem powstrzymywała niemieckie natarcie, a nawet śmiałym kontratakiem odrzuciła nieprzyjaciela na pewną odległość. Utraciła jednak wskutek tego łączność z wycofującym się batalionem. Kiedy Niemcy powtórzyli natarcie i wsparli je manewrem okrążającym od wschodu, a następnie położyli zmasowany ogień broni maszynowej ze wzgórz od strony Międzygórza, kompania „Franta” znalazła się w niebezpieczeństwie na skutek możliwości odcięcia drogi odwrotu.
W celu ratowania sytuacji kpt. „Swojak” osłonił batalion wzdłuż Opatówki częścią uzbrojonych żołnierzy z 2 kompanii, aby umożliwić kompanii „Franta” wcześniejsze odskoczenie ze wzgórza w dolinę rzeki, nim Niemcy zdążą ją osiągnąć jako pierwsi. Oddział dowodzony przez pchor. „Zbigniewa” oraz pluton sierż. „Szefa” skutecznie powstrzymywał nieprzyjaciela. Zmasowany ogień niemiecki zasiał jednak niepokój w żołnierzach kompanii. Stan ten pogłębił fakt, że widzieli oni wycofywanie się reszty ich kompanii. Choć było to działanie zaplanowane żołnierze uznali je za ucieczkę i sami ulegli panice. Niektórzy zaczęli się wycofywać na własną rękę.
Grupy 2 kompanii, które wycofywały się zgodnie z planem, pod osłoną drzew rozpraszały się w terenie. Bez strat dotarły do Słaboszewic lub Żurawicy. Należy jednak przyznać, że w obliczu zagrożenia część żołnierzy zdezerterowało. Ta część kompanii, która uległa panice i poszła w rozsypkę, straciła około 10 ludzi podczas odwrotu w kierunku lasu kleczanowskiego. Ostatecznie żołnierze ci ukryli się wśród krzaków i rozpadlin chcąc przeczekać do wieczora. Około 20 ludzi pod dowództwem pchor. „Zbigniewa” udało się to. Mniej szczęścia miało 17 żołnierzy pod dowództwem ppor. „Bruno”, którzy zostali wykryci przez przeczesujące teren niemieckie oddziały. Wzięto ich do niewoli w okolicach kolonii Gołębiów, a następnie rozstrzelano w Lipniczku.

Największe straty – 48 żołnierzy – poniosła kompania ppor. „Franta”, która wycofywała się jako ostatnia osłaniając pozostałe siły batalionu. Straty były duże ponieważ oddział atakowany był przez niemiecką piechotę z kilku kierunków. Dodatkowo ukrywających się żołnierzy wyszukiwali patrolujący teren motocykliści. Spośród rannych uratowali się tylko ci wyniesieni przez kolegów. Ci którzy dostali się w niemieckie ręce byli dobijani.
Oddziały niemieckie spaliły już po akcji 3 zagrody chłopskie w Pielaszowie, w których znaleziono ślady przebywania partyzantów. Do niewoli dostały się cztery dziewczęta przebywające w batalionie: łączniczka Maria Śpiewak (23 lata), sanitariuszka Jadwiga Łochowska (20 lat), łączniczka Danuta Woźnicka (18 lat), sanitariuszka Grażyna Worobiec (18 lat). Zostały one zgwałcone, torturowane, a ostatecznie rozstrzelano je razem z dwoma żołnierzami batalionu (kapral Józef “Cień” Malinowski - 19 lat, strzelec Marian Kwiatkowski 19 lat) we wsi Wieprzki (dziś Wierzbiny) 3 sierpnia 1944 roku przez niemiecki oddział pod dowództwem oberlejtnanta Richarda Hnai.

Łącznie w walkach i w wyniku niemieckich represji zginęło około 80 żołnierzy batalionu choć nie wszystkie nazwiska udało się ustalić.
Kpt. „Swojak” zebrał przy sobie w Słaboszewicach 90 do 100 żołnierzy, ale po odłączeniu się ppor. „Franta” z żołnierzami 1 kompanii (wywodzili się głównie ze scalonych organizacji NOW i NSZ) stan ten zmalał do około 35 ludzi. Przy pomocy okolicznych mieszkańców oddział ten przedostał się na południe od drogi Sandomierz – Opatów. Skupili się w okolicach wsi Krzeczkowice skąd „Swojak” usiłował nawiązać kontakt z dowództwem pułku. Ponieważ łącznicy nie powracali, a front niemiecko-sowiecki przesunął się, około 3 sierpnia 1944 r., kpt. „Swojak” rozwiązał oddział.
Nie był to jedyny oddział, któremu udało się wyjść cało spod Pielaszowa. Licząca około 20 osób grupa podchorążych i żołnierzy pod dowództwem pchor. „Zbigniewa” także dzięki pomocy miejscowej ludności przekroczyła drogę Sandomierz-Opatów i już w nocy 30 lipca dotarła do lasów klimontowskich. Ta grupa jako pierwsza poinformowała dowódcę pułku o rozbiciu batalionu.
Przez kilka następnych dni do pułku docierały kolejne grupy oraz pojedynczy żołnierze. Ostatnia grupa rozbitków z pchor. Stanisławem Ziarko „Gryf” na czele dołączyła do pułku 4 sierpnia w rejonie Iwanisk.
Łącznie z rozbitego batalionu dotarło do pułku około 85 żołnierzy. Przy pułku znajdowała się także 3 kompania batalionu pod dowództwem por „Sztaby”, która nie mogła dołączyć do batalionu „Swojaka”. Siły te były zbyt nieliczne, aby odtworzyć batalion.
30 lipca 1944 roku I batalion przestał istnieć. Była to pierwsza i zarazem ostatnia porażka, jaka dotknęła pułk na przestrzeni czterech miesięcy istnienia.
Prawie trzy tygodnie później w strukturze pułku ponownie pojawił się I batalion, ale nie miał on organizacyjnie nic wspólnego z oddziałem odtworzonym przez Podobwód Sandomierz AK. Jego historię znajdziecie Państwo już w części dotyczącej akcji Zemsta.

Lista poległych z pomnika w Pielaszowie

por. Władysław Rachoń lat 23
p.por. Antoni Mazgaj “Bruno” lat 33
p.por. Władysław Bochniak “Martyniuk”
p.chor. Paweł Bronikowski “Aga Khan” lat 24
p.chor. Jerzy Kucharski ‘Lis” lat 18
p.chor. Henryk Sołowicki “Znicz” lat 23
sier. Tadeusz Klusek “Bauta” lat 24
plut. Mieczysław Paza “Grot” lat 23
plut. Julian Rożmij “Zadra” lat 23
kpr. Józef Malinowski “Cień” lat 19
kpr. Jan Magaj “Jasio” lat 19
kpr. Władysław Jakubczyk “Długi”
kpr. Kazimierz Tyczyński “Lanca” lat 19
kpr. Tadeusz Pacak lat 27
szer. Zbigniew Dudek “Wilk” lat 18
szer. Zbigniew Kamiński “Gołąb” lat 20
szer. Tadeusz Kolasiński lat 17
szer. Andrzej Konieczny lat 19
szer. Tadeusz Wierusz-Kowalski lat 19
szer. Marian Kwiatkowski lat 19
szer. Andrzej Lewandowski lat 19
szer. Bolesław Rewera lat 19
szer. Marian Sądecki lat 19
szer. Stefan Strugalski lat 18
szer. Władysław Szczepański lat 17
szer. Leszek Szcześniak ?Mały? lat 18
szer. Stanisław Zdzisław Turkot lat 19
szer. Henryk Tużnik lat 19
szer. Feliks Wolak “Grom” lat 19
Feliks Jan Zieliński lat 19
Jadwiga Łochowska lat 20
Maria Śpiewak lat 23
Grażyna Worobiec lat 19
Danuta Woźnicka “Wiśka” lat 18
Edmund Owczarek lat 18
Marian Kozłowski lat 19
Zygmunt Paliwoda lat 19
Józef Rosowski lat 19
Tadeusz Paruch lat 40

Walki o Staszów

Pierwsze opanowanie Staszowa było niejako dziełem przypadku, ale już działania w kolejnych dniach to wynik porozumienia oddziałów AK i wojsk sowieckich.

31 lipca, w godzinach przedpołudniowych, wykonując rozkaz dowódcy zgrupowania pułkowego majora Antoniego Wiktorowskiego „Kruka” 5 kompania por. „Polnego” przeszła w lasy rytwiańskie. Tu kompania została rozwiązana, a jej żołnierze zostali wcieleni do 9 kompanii dowodzonej przez ppor. Tadeusza Kolatorowicza „Kruk”. Utworzyli oni w kompanii 3 pluton. Nie wszyscy żołnierze z byłej 5 kompanii weszli w jego skład. Około 10-cio osobowa grupa żołnierzy została zwolniona do domów ze względu na stan zdrowia, czynniki rodzinne i itp. Po połączeniu sił 9 kompania liczyła łącznie około 130 żołnierzy.
Wobec ostrzału artyleryjskiego, który objął część lasów w których stacjonowała kompania dowodzący ośrodkiem walki o Staszów kpt. Stefan Kępa „Pochmurny” przeszedł wieczorem z całą kompanią do zachodniej części lasów rytwiańskich – w rejon leśnictwa Golejów. Było to przygotowanie do dalszych walk o miasto. Kapitan „Pochmurny” nie wiedział jednak, że pozostałe podlegające mu siły walkę tą już rozpoczęły.

     Wyjaśniając sytuację musimy powrócić do nocy z 30 na 31 lipca kiedy to oddziały sowieckie uchwyciły przeprawę promową na Wiśle (na osi wsi Koło – Kąty Osieckie) i nie napotykając nieprzyjaciela koncentrowały się w rejonie Osieka i Pliskowoli w gotowości do natarcia w kierunku Staszowa. Sowiecki oddział zwiadowczy w sile 3 transporterów opancerzonych i plutonu piechoty, pod dowództwem kpt. Walerija Oskina, rozpoznawał 31 lipca na kierunku Staszowa. W tym właśnie czasie w mieście zatrzymała się na postój i obiad jadąca na zachód kolumna kilku samochodów wraz z oddziałem Abwehry przy dowództwie Grupy Armii „Północna Ukraina”.
     W Staszowie, w konspiracyjnych lokalach, przebywał zmobilizowany już od kilku dni liczący około 60 żołnierzy miejscowy pluton AK przeznaczony do ataku od wewnątrz na siły niemieckie. Kiedy dowodzący plutonem ppor. Klemens Dyksiński „Władysław” zidentyfikował zbliżający się oddział sowiecki uznał, że nadszedł czas na przeprowadzenie ataku. Oddział AK zaatakował przebywające w mieście siły niemieckie. Walki wywiązały się głównie w okolicy rynku, a do walki włączył się także nadciągający oddział sowiecki. Wspólnymi siłami rozbito niemiecką kolumnę której resztki opuściły miasto ulicą Krakowską w kierunku Oględowa. Poległo 3 Niemców, 5 zostało rannych, a 19 dostało się do niewoli. Zdobyto 5 samochodów (które spalono), 7 km, 40 kb, kilka skrzyń z granatami przeciwczołgowymi, amunicję, ekwipunek oraz dokumenty przekazane sowietom. Oddział nie miał strat własnych, ale podczas walki zginęła jedna osoba cywilna (Helena Kos zginęłaod przypadkowej kuli) , a jedna była ranna (Warchałowski). Zamierzano utrzymać miasto do czasu nadciągnięcia dalszych sił sowieckich i z tego powodu podejścia do Staszowa zostały ubezpieczone karabinami maszynowymi.
     Opanowanie Staszowa przez oddział AK przy wsparciu sowietów wywołało ogromny entuzjazm mieszkańców miasta, którzy tłumnie wylegli na rynek. Dalsze siły sowieckie jednak nie nadciągnęły i oddział sowiecki opuścił miasto, kiedy samoloty niemieckie zaczęły penetrować teren. Także pluton ppor. „Władysława” wycofał się z miasta wzywając wcześniej ludność do zachowania ostrożności. Oddział dołączył do 9 kompanii w lasach koło Goleniowa.
Około godziny 18 do miasta ponownie wkroczyły oddziały niemieckie, ale i one wycofały się o zmroku w kierunku Bogorii, gdzie w nocy zostały zaatakowane przez plutony 4 kompanii „Jędrusie”.

     1 sierpnia, około godziny 14, w rejon biwaku 9 kompanii koło Goleniowa, nadciągnął oddział sowiecki w składzie dwóch transporterów opancerzonych z piechotą i działem pancernym, a następnie dwa czołgi oraz oddział piechoty z moździerzami. Zgrupowanie zostało wykryte i ostrzelane z broni pokładowej przez niemieckie lotnictwo, ale wkrótce zostały one przegonione przez myśliwce sowieckie.
     Około godziny szesnastej 9 kompania oraz oddział sowiecki ponownie uderzyły na Staszów po osi dróg z Golejowa i Rytwian. W tym czasie w mieście znajdował się jakiś nierozpoznany oddział niemiecki. Jego stanowiska zostały ostrzelane przez czołgi co skłoniło Niemców do opuszczenia Staszowa. Nacierająca piechota starła się jeszcze z jego częścią usiłującą bronić się na południowym skraju miasta. Niemcy pozostawili część swojego sprzętu. W ręce żołnierzy 9 kompanii wpadło 11 km, 20 pistoletów oraz amunicja i karabiny.
     Miasto zostało ubezpieczone na wylotowych drogach przez plutony 9 kompanii, które – w wypadku niemieckiego ataku – miały być wspierane przez oddział sowiecki. Sierżant Stanisław Metto "Stary" jednym plutonem ubezpieczał od strony północnej. Stanowiska zajęto na wysokości ulicy Wschodniej - Opatowskiej - Stodolnej. Specjalną placówkę wysunięto 200-300 metrów do przodu, w okolice kapliczki, skąd był dobry wgląd na kierunek Mostki-Bogoria. Inny pluton ubezpieczał miasto od strony Kurozwęk i Stopnicy.

     W mieście trwał nastrój euforii. Na rynku zgromadziło się wiele osób. Saturnin Skład "Satek" wywiesił na budynku ratusza flagę narodową. Do zebranych przemawiał żołnierz AK Edward Strzałkowski. Staszowianie dzielili się z partyzantami oraz z żołnierzami sowieckimi żywnością i papierosami.

     Pod wieczór wyszło niemieckie natarcie od strony północnej i zachodniej. Wysunięta placówka AK (koniec ulicy Opatowskiej) ostrzelana ogniem niemieckich czołgów została wycofana na zasadniczą linię obrony, tracąc jednego zabitego. Główne natarcie niemieckie wyszło od strony Kurozwęk. Wówczas oddziały sowieckie opuściły miasto rezygnując z jego obrony. W takiej sytuacji także dowodzący 9 kompanią podjął decyzję o wycofywaniu się z miasta. Poszczególne plutony prowadząc ogień osłonowy odchodziły w ogólnym kierunku stacji kolejki wąskotorowej i dalej do lasu golejowskiego. Podczas walki oddział AK stracił 8 zabitych i kilkunastu rannych. Zginął także Tadeusz Kownacki, żołnierz 9 kompanii, który nie zdążył się wycofać. Po przesłuchaniu przez Niemców został rozstrzelany przy ulicy Cmentarnej. W drodze odwetu za poniesione straty Niemcy wzięli spośród mieszkańców Staszowa 40 zakładników i zamknęli ich w żydowskiej synagodze, grożąc jej wysadzeniem. Na szczęście nie spełnili swojej groźby.

     Po walkach o Staszów kompania stanęła biwakiem w lasach koło Monasterka. Podczas postoju do domów zostali zwolnieni kolejni żołnierze. Niektórzy otrzymali zaś specjalne zadania. Jan Fulko „Rekin” miał rozkaz udania się do Połańca, aby przyprowadzić do oddziału wozy taborowe, które zostały zdobyte przez oddział partyzancki „Dąb” podczas zasadzki w dniu 26 lipca. Z uwagi na obecność w Połańcu wojsk sowieckich, zadania tego nie zdołał wykonać. Pomimo systematycznego odpływy żołnierzy stan kompanii wzrósł do 150 żołnierzy bowiem została ona zasilona częścią żołnierzy plutonu miejskiego ppor. „Władysława”. Uzbrojenie kompanii było stosunkowo dobre, nie licząc braku broni przeciwpancernej.
     2 sierpnia do miejsca stacjonowania oddziału przybyli dwaj łącznicy od sowieckiego generała Muratowa z zaproszeniem na rozmowy. Udał się na nie dowodzący ośrodkiem walki o Staszów kpt. „Pochmurny” w towarzystwie trzech oficerów ( ppor. „Kruk”, ppor. „Władysław”, ppor. „Sęp”). Rozmowy odbyły się we wsi Pliskowola. Ze strony sowieckiej sprowadzały się do rozpoznania siły, uzbrojenia i planów oddziałów AK. Ostatecznie sowiecki generał zaproponował czasowe podporządkowanie 9 kompanii dowództwu Armii Czerwonej, a następnie jej odesłanie do armii gen. Berlinga. Kpt. „Pochmuny” zgodził się wziąć udział w dalszych walkach, ale jakiekolwiek inne decyzje uzależnił od zgody swojego dowództwa.
     Ogólna sytuacja militarna sprawiła jednak, że już po zakończeniu rozmów kapitan „Pochmurny” otrzymał rozkaz od dowodzącego zgrupowaniem pułkowym mjr. „Kruka” natychmiastowego przejścia na koncentrację zgrupowania, która odbywała się w lasach w rejonie Rakowa. W nocy z 2 na 3 sierpnia kompania oraz sztab kpt. „Pochmurnego” wykonała rozkaz. Zgrupowanie przeszło przez płonący Staszów (zbombardowany w ciągu minionego dnia przez lotnictwo niemieckie mimo, że nie było tam żadnych wojsk) i udało się w nakazany rejon. Posuwając się marszem ubezpieczonym kompania miała dwa starcia z patrolami niemieckimi, w rejonie Kurozwęk i wsi Przyjmy. Sam Staszów został ostatecznie zajęty przez wojska sowieckie w dniu 3 sierpnia 1944 roku.

Walki o Koprzywnicę

31 lipca główne siły zgrupowania pułkowego znajdowały się na skraju lasów klimontowskich. Sytuacja militarna sprawiła, że nadarzyła się okazja do przeprowadzenia drugiej próby opanowania Sandomierza. Działania oddziałów AK przerodziły się jednak w całodzienną bitwę na froncie długości 7 km.

Opisywane w tej części wydarzenia dotyczą oddziałów zgrupowanych w ośrodku walki o przeprawę pod Baranowem. Po wykonaniu rozkazów mjr. „Kruka”, 31 lipca poszczególne oddziały zgrupowania pułkowego były rozmieszczone w następujący sposób:
- 3 kompania por. „Sztaby” kwaterowała we wsi Wronia Góra. Przy niej znalazła się także grupa żołnierzy, którzy dotarli z rozbitego pod Pielaszowem batalionu kpt. „Swojaka”.
- 7 kompania ppor. „Topora” kwaterowała we wsi Królewice, położonej na wschodnim skraju lasów klimontowskich.
- 8 kompania por. „Redera” po walkach w rejonie Łoniowa i Zawidzy osiągnęła wieś Kopanina.
- kompania BCh ppor. „Brzeziny” była w marszu z rejonu wsi Świniary do wsi Bukowa, gdzie miała zająć kwatery.
-kompanie BCH ppor. „Zawiszy” i ppor. „Salerno” kwaterowały we wsiach Rogacz i Borek Klimontowski, na przedpolach Klimontowa. Przy nich przebywał dowódca batalionu BCH por „Wyrwa”.
-pluton saperów ppor. R. Michniewicza „Wyrwy” był w kontakcie z oddziałami sowieckimi w rejonie wsi Trzebisławice i Skrzypaczewicze.
Dowództwo pułku znajdowało się we wsi Królewice, a pozostałe oddziały na skraju dużego kompleksu leśnego, w widłach dwóch rzek, co było korzystne w przypadku niemieckiego ataku. Maj. „Kruk” nakazał oddziałom rozpoznanie przedpola, zarówno po stronie niemieckiej jak i sowieckiej, aby po rozpoznaniu ich planów podjąć odpowiednie działania.
Patrole napotykały w terenie mniejsze lub większe grupki wycofujących się na zachód Niemców z oddziałów rozbitych w poprzednim dniu w rejonie Zawidzy, Łoniowa i Świniar. Były one niszczone przez oddziały AK. Patrol pchor. M.Osucha „Sten”, z 7 kompanii, wziął do niewoli w Lipowcu 4 żołnierzy Wehrmachtu. Patrol por. „Sztany” z 3 kompanii ujął 11 żołnierzy koło wsi Skrzeczów. Inny patrol z tej samej kompanii ujął zaś 7 niemieckich żołnierzy w Groblach. Kompania ppor. „Brzeziny” napotkała w Bukowej oddział niemiecki, który rozbiła, biorąc do niewoli 45 Niemców.
Te trwające już od świtu starcia, jak też narastający ogień niemieckiej artylerii oraz aktywność lotnictwa w kierunku Tarnobrzega i Baranowa, postawiły zgrupowanie pułkowe w stan ostrego pogotowia. Silne ubezpieczenia z każdej kompanii zostały wystawione na kierunkach ewentualnych natarć niemieckich, ale także w celu niedopuszczenia zabłąkanych oddziałów nieprzyjaciela na teren zakwaterowania.
Dowodzący zgrupowaniem pułkowym mjr. „Kruk” uznał także, że najwyższy czas odejść od działań na wpół konspiracyjnych i wystąpić jako regularna jednostka Wojska Polskiego. Około godziny 7 rano wydano żołnierzom polecenie nałożenia biało-czerwonych opasek z literami WP, orzełków na nakrycia głowy oraz dystynkcji wojskowych.

W związku z napływającymi informacjami wywiadu AK, że Niemcy przygotowują się do opuszczenia Sandomierza, jak i okolicznych wsi, a także o wzmagającej się aktywności sowieckiej na przyczółku pod Baranowem major. „Kruk” uznał, że nadarzają się okoliczności pozwalające przeprowadzić kolejną próbę opanowania Sandomierza.  W celu wykonania zadania, już około godziny 8 rano 3. i 8. Kompanie oraz różne służby pułkowe wymaszerowały w kierunku Koprzywnicy. Kolumna przeszła przez Bukową, Sulisławice do wsi Niedźwice, gdzie zajęła stanowiska frontem w kierunku północnym. Front tych jednostek rozciągał się na przestrzeni ponad 2 kilometrów. 

W tym samym czasie I batalion 1176 pułku piechoty Armii Czerwonej wsparty czołgami podsunął się pod Koprzywnicę. Razem z nim nadciągnął pluton saperów AK ppor. „Wyrwy” oraz patrol rozpoznawczy sierż. „Orła” ze zgrupowania pułkowego. Około południa sowiecka kompania w sile ok. 80 ludzi dowodzona przez st. Lejtnanta A.S.Fiedorowa wspierana przez saperów z AK oraz patrol „Orła”, który prowadził natarcie 3 czołgów w kierunku szosy Koprzywnica – Klimontów, opanowała Koprzywnicę. W walkach o miasteczko wzięły także udział pozostające tam siły AK, głównie z Wojskowej Służby Ochrony Powstania. Miasteczko miało kluczowe znaczenie dla niemieckiego 42 korpusu armijnego, którego prawe skrzydło zawisło ponad wytworzoną luką we froncie. Osłabiło to niemiecką linię obrony, a także uniemożliwiało prowadzenie działań zaczepnych w celu likwidacji sowieckiego przyczółka. Tak więc dla obu stron utrzymanie Koprzywnicy miało kluczowe znaczenie.
Już w godzinach południowych Niemcy rozpoczęli szereg działań zmierzających do odbicia miasteczka. Najpierw ogniem artyleryjskim obłożyli teren zajęty przez AK, a około godziny 13 przeszli do rozpoznania przedpola na południe od Klimontowa. Nawiązali styczność ogniową z batalionem BCH por. „Wyrwy” w rejonie wsi Rogacz, a z patrolem 8 kompanii na południe od wsi Byszówka. Ogień prowadzony był na odległość ponad 300 metrów i żadna ze stron nie poniosła strat. Wobec przewarzających sił, jakie nieprzyjaciel gromadził w niewielkiej odległości od polskich stanowisk, batalion „Wyrwy” został wycofany w kierunku głównych sił AK i zajął stanowiska obronne na wysokiej fałdzie terenowej, na północ od wsi Gieraszowice. Jednocześnie w stan pogotowia marszowego postawione zostały: kompania BCH ppor. „Brzeziny” i 7 kompania ppor. „Topora”. Jednak Niemcy po rozpoznaniu przedpola wycofali się, nie przejawiając dalszej aktywności.
Dowodzący zgrupowaniem pułkowym mjr. „Kruk” zdaje sobie jednak sprawę, że rozpoczęcie niemieckiego ataku jest kwestią czasu. Zostanie ono przeprowadzone na ogólnym kierunku Sulisławice – Łoniów – Baranów i, po uzyskaniu powodzenia doprowadzi do oskrzydlenia oddziałów sowieckich działających w okolicy Koprzywnicy. Dowódca zgrupowania AK postanowił kontynuować plan przygotowania do opanowania Sandomierza, a jednocześnie uchronić oddziały sowieckie przed rozbiciem.

Około godziny 15.30 mjr. „Kruk” wprowadził w linię obrony 7 kompanię ppor. „Topora” i kompanię BCH ppor. „Brzeziny”, które zajęły stanowiska pomiędzy batalionem „Wyrwy”, a 8 kompanią por. „Redera”. W ten sposób utworzono linię obronną liczącą ponad 7 km obsadzoną przez około 760 żołnierzy podlegających dowódcy zgrupowania pułkowego. Linia obrony składała się z dwóch odcinków: zachodniego, w składzie – siły BCH i 7 kompania, całość pod dowództwem kpt. Tadeusza Pytlakowskiego „Tarnina”, i wschodniego, w składzie 3. i 8. kompanie piechoty oraz saperzy i inne służby pułkowe pod ogólnym dowództwem kpt. Michała Mandziary „Siwy”.
Zgodnie z przewidywaniami niemieckie natarcie wyszło około godziny 17.30 z kierunku Klimontowa. Tyraliera niemieckiej piechoty, w sile około batalionu, zaatakowała pozycję batalionu BCH w rejonie wsi Gieraszowice, dostała się jednak pod silny ogień karabinów maszynowych strony polskiej i została przyciśnięta do ziemi na otwartej przestrzeni. Obie strony zaległy na swoich liniach prowadząc tylko sporadyczny ogień. Niemieckie natarcie wyszło także na pozycje 8 kompanii, w rejonie Dmosice – Zbigniewice, ale także tu nie uzyskało powodzenia i obie strony pozostawały jedynie w kontakcie ogniowym.
Dopiero około godziny 19.30 Niemcy ponowili natarcie. Najsilniejszy nacisk szedł wzdłuż szos Sandomierz – Koprzywnica i Klimontów – Koprzywnica. W samej Koprzywnicy Niemcy uzyskali początkowo powodzenie. Ich atak wsparty czołgami doprowadził do wyparcia z miasteczka sowieckiej kompanii A.S. Fiodorowa, która utraciła dwa czołgi. Sowieci o swoim odwrocie nie powiadomili jednak wspomagających ich sił AK. Ostatecznie wycofał się także pluton saperów AK, który poniósł nieznaczne straty. Druga oś niemieckiego natarcia prowadziła przez Niedrzewice w kierunku Łoniowa, ale tu siły niemieckie zaległy pod ogniem 3 i 8 kompanii AK. Gwałtowna walka trwała około godziny.
Biorąc pod uwagę napływające meldunki mjr „Kruk” ocenił, że nie ma szans na dotarcie do Sandomierza i opanowania go przez siły polskie. Wydał więc rozkaz trwania w obronie do godziny 22.00, a następnie oderwania się od nieprzyjaciela pod osłoną nocy i wycofania w kierunku lasów klimontowskich.

O zmroku sowieckie natarcie batalionu kpt. P. M. Koryszewa ze składu 1176 pułku piechoty wykonuje atak na Koprzywnicę i ostatecznie zajmuje miasteczko. Niemcy nie rezygnują jednak z planu wyparcia sowietów i gdyby nie oddziały AK sowieckie oddziały z Koprzywnicy zostały by zapewne rozbite. Około godziny 21, pod osłoną mroku, Niemcy przeprowadzili jeszcze ataki na dwóch kierunkach. Słabe natarcie w rejonie Dmosic zostało powstrzymane już na linii wysuniętej placówki plutonu pchor. Jana Wziątka „Jastrząb” z 7 kompanii. Po obustronnej strzelaninie, trwającej do godziny 22.00, i bez strat własnych pluton zlikwidował swe stanowiska i zgodnie z rozkazem odszedł jako ubezpieczenie tylne własnej kompanii.
Cięższe walki miały miejsce na drugim kierunku niemieckiego ataku. W rejonie Niedrzewic osiągnęli oni początkowo powodzenie, kiedy przez zaskoczenie wyparli załogę wysuniętego ubezpieczenia, które utraciło ckm. Zasadnicza linia polskiej obrony przypuściła atakujących Niemców na odległość rzutu granatem, po czym przyjęła ich ogniem całej posiadanej broni. W silnym ogniu niemiecki atak załamał się, a oddziały Wehrmachtu wycofały się w kierunku Postronnej i Jachimowic, wystrzeliwując liczne rakiety w celu oświetlenia pola walki. Także ta kompania AK o godzinie 22 wstrzymała działania i zaczęła odchodzić w kierunku Nawodzic.
Zakończyła się druga próba marszu na Sandomierz, która przerodziła się w kilkugodzinne walki na wysokim płaskowyżu, leżącym na północ od brzegów Koprzywianki. Zamiar opanowania Sandomierza porzucono po dokonaniu słusznej oceny sytuacji. Walki te kończą także akcję „Burza” w obwodzie sandomierskim, której przeprowadzenie w sposób wydatny pomogło wojskom sowieckim, które tworzyły dopiero przyczółek pod Baranowem.
Na miejscu będzie tu wspomnieć o współpracy strony sowieckiej z oddziałami AK. Wystąpiło ono na trzech polach walki: w Staszowie, w Koprzywnicy i w mniejszym zakresie w walce pod Świniarami i Łoniowem. Za każdym razem strona sowiecka korzystała z pomocy oddziałów AK i w przypadku ataków układała się jak najlepiej. Należy jednak zaznaczyć, że w przypadku walk o Staszów i Koprzywnicę strona sowiecka pozostawiała oddziały polskie na polu walki, wycofując się ukradkiem i bez uprzedzenia. Takie postępowanie poderwało zapewne zaufanie żołnierzy zgrupowania pułkowego do sowietów i w toku kolejnych działań będą oni już jedynie liczyli tylko na siebie.

W okolicach Rakowa

W czasie kiedy miały miejsce opisywane wydarzenia dowódca tworzącej się 2 dywizji piechoty oraz niektóre pododdziały zgrupowania 2 pułku przeniosły się w rejon pomiędzy Bogorią, a Rakowem. Tym samym pułk wkroczył na teren Obwodu Opatów AK. W ciągu kilku dni w nakazanym rejonie znalazły się wszystkie oddziały AK, brakło jedynie sił wywodzących się z Batalionów Chłopskich.

Wiemy, że już 30 lipca kwaterujący w leśniczówce Zyznów ppłk „Lin” , na podstawie napływających meldunków, ocenił, że teren opanowany przez siły dywizji może być w najbliższym czasie zajęty przez przesuwające się na zachód wojska sowieckie. Ppłk „Lin” przeniósł więc swoją kwaterę do wsi Buczyny koło Bogorii. Wraz ze sztabem odeszły 4 kompania („Jędrusie”) oraz konny zwiad dywizji pod dowództwem rtm. Karola Wickenhagena „Pobóg”.
Postój w Buczynie nie trwał długo. Już w nocy z 30 na 31 lipca ppłk „Lin” wraz ze swoim sztabem przeniósł się do majątku Szumsko koło Rakowa. Jednocześnie wydał rozkaz 4 kompanii „Jędrusie” zaatakowania Niemców stacjonujących w Bogorii. Atak nastąpił tej samej nocy, i choć okazało się, że poza niemiecką piechotą w miejscowości znajdują się dwa transportery opancerzone, siły okupanta zostały wyparte z tego ważnego węzła drogowego. Niemcy wycofali się przez Kiełczynę na Opatów. Bezpośrednio po tym starciu część 4 kompanii uderzyła na zgrupowanie niemieckich taborów we wsi Zimna Woda. Ostatecznie rano 1 sierpnia 4 kompania zajmuje kwatery we wsiach Ujazdek i Wierzbka.

Po walkach w okolicy Koprzywnicy główne siły zgrupowania pułkowego oderwały się od nieprzyjaciela, aby zgodnie z rozkazami przejść do nowego rejonu koncentracji. Kompanie 3,7 i 8 oraz służby pułkowe przeszły w nocy 31 lipca do rejonu wsi Strzeglice i Domaradzice, a następnej nocy osiągnęły wyznaczony teren zajmując kwatery we wsiach Malkowice, Niedźwiedź i Niemirów. Należy dodać, że wkraczająca do Malkowic 7 kompania natknęła się na zabłąkany oddział niemiecki, który zaatakowała i rozproszyła.
Łatwo jest zauważyć, że razem z kompaniami AK nie przemieszczały się oddziały wywodzące z BCH. Dowodzący nim ludowcy odmówili wykonania rozkazu i batalion por. „Wyrwy” pozostał na własnym terenie, by następnie zdemobilizować się. Nie można tego nazwać inaczej jak dezercja.
Więcej o próbach nawiązania kontaktu z batalionem przeczytacie niżej.
Jako ostatnia w rejon koncentracji dotarła 9 kompania (walcząca w Staszowie), która rejon koncentracji osiągnęła dopiero z 3 na 4 sierpnia.
W rejonie koncentracji znalazły się też inne oddziały podlegające bezpośrednio byłemu Inspektorowi Sandomierskiemu, a aktualnie dowódcy tworzącej się 2 dywizji piechoty ppłk „Linowi”.
Oddział partyzancki kpt. Eugeniusza Kaszyńskiego „Nurt” już 26 lipca na rozkaz „Lina” przesunięcia się w rejon Staszowa, gdzie zgodnie z planami przewidziany był jako wzmocnienie, w razie potrzeby, sił obwodu Sandomierz. Dotarł w wyznaczone miejsce 31 lipca, ale był to już czas przemieszczania się oddziałów w nowy rejon koncentracji w związku z czym oddział został zawrócony i skierowany w rejon wsi Bardo koło Łagowa.

2 sierpnia w rejonie koncentracji znalazł się także dotychczasowy oddział partyzancki por. Kazimierza Olchowika „Zawisza”, który stanowił aktualnie 5 kompanię partyzancką Inspektoratu Sandomierz. Zakwaterowała ona we wsi Pipała.
Jednocześnie z koncentracją oddziałów zgrupowania pułkowego prowadzono w terenie intensywne rozpoznanie. Na jego podstawie stwierdzono, że w Ostrowcu Świętokrzyskim wyładowują się świeże siły niemieckie, które obsadzają wsie położone wzdłuż szosy Opatów – Iwaniska oraz w Paśmie Wygiełzowskim. Były to pierwsze jednostki niemieckiego 48 korpusu armijnego, które zapełniały lukę w froncie.
Już 2 sierpnia po południu artyleria niemiecka zaczęła ostrzeliwać rejon zajęty przez siły AK, głównie Ujazdek i Wierzbka. Ta aktywność, jak i przemieszczanie się sił nieprzyjacielskich z rejonu Iwanisk w kierunku Rakowa i Bogorii, spowodowały duże zagrożenie dla sił polskich. W związku z tym 4 kompania „Jędrusie” została przesunięta do wsi Jastrzębska Wola z zadaniem zaryglowania drogi z Iwanisk, a 5 kompania por. „Zawiszy” do wsi Łagowica z zadaniem zaryglowania drogi z Łagowa.

Bitwa we wsi Ceber

Znajdującym się od kilku dni w nieustannej walce i marszach oddziałom należał się odpoczynek. Jednocześnie dowództwo zgrupowania pułkowego sprawdzało wyposażenie oddziałów. Wniosek był jeden: żołnierzom brakowało wielu rzeczy. Podjęto więc decyzję o zdobyciu ich na wrogu.

Od 2 sierpnia niedaleko od terenu zajmowanego rzez siły AK rozmieszczane były świeże oddziały niemieckie. Jedna z takich jednostek, w sile kompanii zakwaterowała we wsi Ceber, ok. 4 km od miejsca zakwaterowania zgrupowania pułkowego. Dowództwo AK postanowiło w nocy z 3 na 4 sierpnia rozbić niemiecki oddział i zdobyć jego tabory z bronią i wyposażeniem.
W tym celu lokalna drużyna AK pod dowództwem plut. Jana Stańka „Bystry” otrzymała zadanie obserwacji niemieckiego oddziału. Rozpoznanie określiło liczebność oddziału na 80-100 żołnierzy. Jednocześnie wyznaczony na dowódcę akcji kpt. Michał Mandziara „Siwy” opracował szczegółowy plan ataku
Wieczorem 3 sierpnia z kompanii 3, 7 i 8 wydzielono oddział ochotników mających doświadczenie w walkach nocnych. Oddział składał się z grupy uderzeniowej w sile 84 żołnierzy – uzbrojonych w ręczne karabiny maszynowe, broń krótką i granaty – oraz grupy wsparcia składającej się z ckm-u z obsługą i żołnierzy bezpośredniej osłony miejsca akcji. W akcji, jako przewodnicy, mieli wziąć także udział, żołnierze z drużyny „Bystrego”.
Grupa uderzeniowa została podzielona na 12 grup w składzie: dowódca, przewodnik i 6 żołnierzy. Były to grupy: ppor. „Groma”, por. „Sztaby” i pchor. „Sławomira” z 3 kompanii; pchor. „Żbika”, plut. Jastrzębia”, sierż. „Mściwego”, ppor. „stena” i ppor. „Topora” z 7 kompanii oraz pchor. Jastrzębia”, ppor. „Misia”, por. Polnego”, i por. „Redera” z 8 kompanii. Każda z grup szturmowych miała atakować odrębny obiekt natarcia. W celu wzajemnego współdziałania i wspierania grupy szturmowe zostały połączone w zespoły szturmowe po 3 grupy w każdym. Dowódcami zespołów zostali wyznaczeni: ppor. „Miś”, por. „Reder”, por. „Sztaba” i ppor. „Topór”.

Pod osłoną nocy wydzielony oddział otoczył półkolem wieś Ceber od strony wschodniej, zajmując podstawę wyjściową w rejonie wiatraka. Tu oczekiwała lokalna drużyna AK plut. „Bystrego” w sile 12 ludzi. To od niej kpt. „Siwy” dowiedział się, że o zmroku wszedł do wsi kolejny batalion piechoty, przetransportowany ze Stuttgartu i wyładowany w Ostrowcu Świętokrzyskim. Tak więc strona polska miała przed sobą nie jedną, a pięć kompanii niemieckich. Kpt. „Siwy”, biorąc jednak pod uwagę fakt, że świeżo przybyły oddział wroga nie miał czasu, aby zapoznać się z topografią terenu postanowił akcję przeprowadzić.
Por. „Reder” otrzymał rozkaz otwarcia o północy ognia z ckm-u, ustawionego na wzgórzu po przeciwnej stronie wsi. Miało to na celu wzniecenie zamieszania wśród Niemców i ściągnięcie jego uwagi na ten kierunek zagrożenia. W początkowej fazie walki grupa wsparcia miała nie wchodzić do wsi, ale jedynie swoim ogniem wspierać atak zespołów szturmowych., a w wypadku niepowodzenia ich natarcia osłaniać odwrót. Zespoły szturmowe miały uderzyć z boku i i na tyły niemieckiej obrony. Każda z grup miała za zadanie opanowanie określonych zagród we wsi i po rozbiciu lub rozpędzeniu nieprzyjaciela winna wstrzymać się od pogoni za uciekającymi, ale przeczesać i oczyszczyć otoczenie z ewentualnych gniazd oporu, po czym zebrać broń z pobojowiska i wyprowadzić zdobyczne tabory niemieckie ze wsi do punktu zbornego. W celu upozorowania natarcia jednostek armii sowieckiej żołnierze mieli wznosić okrzyki po rosyjsku.
Ten wzorowo opracowany plan akcji nie przewidywał jednak jednego z elementów rzeczywistości wiejskiej. W czasie nadciągania grupy uderzeniowej pod wieś, atakujący zostali zwietrzeni przez psy we wsi w odległości ok. 200 metrów od niemieckich placówek. Ujadanie psów zaalarmowało je i po oświetleniu terenu rakietami przystąpiły one do intensywnego ostrzeliwania się na wszystkich kierunkach. Wówczas grupa wsparcia odpowiedziała ogniem ckm, by pod jego osłoną zespoły szturmowe mogły pokonać pozostałą im jeszcze do pierwszych zabudowań odległość. Pierwszy do wsi wdarł się zespół szturmowy ppor. „Topora”; grupa ppor. „Stena” po krótkiej walce zlikwidowała 3 Niemców, a 4 innych wzięła do niewoli, zdobywając dwa wozy taborowe. Główny opór niemiecki ześrodkował się w rejonie atakowanym przez zespoły szturmowe ppor. „Misia” i por. „Sztaby”, gdzie doszło do starć wręcz i walki na granty. Atak sił AK kilkakrotnie się załamywał, ale wsparty przez uderzenie z boków zespołów „Topora” i „Redera” przełamał obronę nieprzyjaciela.

Ostatni punkt oporu niemieckiego znajdował się w zabudowaniach miejscowego majątku, położonego w północnej części wsi, gdzie atak prowadził osobiście kpt. „Siwy”. Grupy szturmowe po osiągnięciu murowanego ogrodzenia zabudowań zaległy pod zmasowanym ogniem niemieckich karabinów maszynowych. To kapitan „Siwy” granatami zlikwidował niemieckie gniazdo karabinu maszynowego otwierając dalszą drogę dla żołnierzy AK. Ostatecznie i tu po zażartej walce wdarto się pomiędzy zabudowania. Wzięto tu do niewoli jedynie 6 Niemców, podczas gdy większa ich liczba zdołała uciec pod osłoną ciemności. Zdobycie dworu zakończyło walki, które trwały ok. 4 godzin.
Po sforsowaniu kolumny zdobytych taborów oddział odszedł w ogólnym kierunku na Niedźwiedź – Raków. W czasie marszu bezpieczenie tylne zameldowało o przesuwających się w ciemnościach i deszczu drobnych grupach, które idą równoolegle do kolumny taborów. Podejrzewając, że mogą to być grupy Niemców, wypartych ze wsi, patrole rozpoczęły przeszukiwanie terenu. Schwytano dwóch jeńców.

W czasie polskiej akcji we wsi Ceber poległo 31 Niemców, a 19 wzięto do niewoli. W wyniku przeczesywania terenu przez patrole tuż po akcji i w dniu następnym, 40 dalszych żołnierzy niemieckich wpadło w ręce polskie. Straty poniesione przez grupę szturmową to 3 rannych, z których dwóch zmarło: pchor. Adam Hamerski „Jastrząb” (były komendant Placówki AK Łoniów i dowódca plutonu w 8 kompanii) oraz strz. Stanisław Pałka „Cis” (pochodzący z Piekar żołnierz ze składu 3 kompanii). Zginęło ponadto trzech przewodników z drużyny AK „Bystrego”: Józef Gawlik „Sosna”, Józef Kućma i Walenty Kućma.
W wyniku akcji zdobyto 5 wojskowych kuchni polowych i 15 wozów taborowych z amunicją i wyposażeniem. Podczas przygotowanie wozów do jazdy okazało się, że nikt nie zna uprzęży niemieckiej. Postanowiono do jej zakładania zagonić jeńców niemieckich. Kiedy nie wyrażali oni na to ochoty jeden z podchorążych AK zastrzelił jednego z Niemców (na podstawie wspomnień Michała Mandziary „Siwego”). Pozostali jeńcy bez oporów wykonywali już polecenia.
Ostatecznie w ręce polskie wpadło: 7 ckm-ów „Dreyse” wz. 38, 2 lkm-y „Dreyse” wz. 42, 40 szt kbk, 6 garłaczy, 1 rakietnica, 16 skrzynek zatamowanej amunicji do ckm, 19 skrzynek granatów, 5 skrzynek z rakietami, 18 skrzynek amunicji do kbk, 3 skrzynki amunicji do pistoletów, 4 granatniki przeciwpancerne „Panzerfaust”, 14 płaszczy lotniczych, 30 płaszczy piechoty, ok. 100 kompletów mundurowych, ponad 100 kocy, ponad 100 kompletów bielizny, 40 par butów, 3000 sztuk cygar, skrzynka koniaku oraz żywność i drobne przedmioty do użytku osobistego żołnierzy, w tym ponad 60 plecaków. Większość zdobyczy przeznaczono na dozbrojenie i wyposażenie kompanii, których żołnierze brali udział w akcji, ale kuchnie polowe i wozy taborowe zostały przekazane do dyspozycji dowództwa.

Powstanie 2 pułku

Chwilowy spokój na froncie pozwolił uporządkować sprawy organizacyjne. 4 sierpnia, dotychczasowe zgrupowanie pułkowe, rozkazem Komendanta Okręgu otrzymało oficjalnie nazwę 2 pułku piechoty Legionów Armii Krajowej.

Po akcji na Ceber dowództwo zgrupowania przemieściło swoje oddziały zajmując linię obrony na wzgórzach po zachodniej stronie rzeki Łagowicy. Rozmieszczenie kompanii było następujące: 3 kompania w Lipinach, 4 w Kędziorce, 5 w Łagowicy, 7 w Radostowie, 8 w Zalesiu i 9 w Janinie oraz Górkach Radostowskich. W związku z ruchami wojsk niemieckich i ich próbami umacniania się w strefie zajętej przez oddziały AK dochodziło do starć z ubezpieczeniami: pod Górkami Radostowskimi, Janiną k/Rakowa czy Kolonią Zalesie koło Zbelutki. We wszystkich przypadkach siły niemieckie zostały odrzucone. Najpoważniejsze starcie zanotował pluton z 4 kompanii „Jędrusie”, który rozbił niemiecki pododdział, zginęło 11 żołnierzy Wehrmachtu.

Na północ od zgrupowania pułkowego, w rejonie Barda i Czyżowa Dolnego, stał oddział dyspozycyjny ppłk „Lina”, dowodzony przez kpt. „Nurta”. Składał się z czterech niepełnych kompanii i podlegał bezpośrednio dowódcy 2 dywizji piechoty, a nie jak twierdzą niektórzy wchodził w skład zgrupowania pułkowego. Faktem jest jednak, że począwszy od początku sierpnia batalion „Nurta” ściśle współpracował ze zgrupowaniem pułkowym. W omawianym okresie w starciach w rejonie Łagowa patrole z batalionu „Nurta” rozbroiły kilka małych oddziałów niemieckich.
Na zachód od oddziału kpt. „Nurta”, w rejonie wsi Melonek i Wszachów, w dalszym ciągu mobilizowały się plutony AK z podobwodów Opatów i Łagów. Organizacyjnie miały wchodziły one w skład Obwodu Opatów AK, który miał odtwarzać 3 ppLeg.
4 sierpnia dotychczasowe zgrupowanie pułkowe rozkazem Komendanta Okręgu Kielce AK otrzymało oficjalnie nazwę 2 pułku piechoty Legionów AK. Zostało powołane dowództwo, które dotychczas funkcjonowało w minimalnym składzie oraz zreorganizowano dotychczasowe pododdziały.

Skład dowództwa pułku był następujący:
Dowódca: mjr Antoni Wiktorowski „Kruk”,
Adiutant: pchor. Jan Lednicki „Bogdan”,
Oficer ordynansowy: sierż. Stanisław Franaszczuk „Orlicz”,
Kapelan: ks. kpt. Jerzy Brodecki „Szkarłatny Kwiat”,
Oficer informacyjny: por. Marian Wierzbicki „Orlik”,
Oficer oświatowy: pchor. Stanisław Szwarc „Roman”,
Dowódca saperów: ppor. Ryszard Michniewicz „Wyrwa”,
Dowódca łączności: st. Wach. Stanisław Mróz „Zawada”,
Kwatermistrz: kpt. Jan Płaneta „Skiba”,
Oficer uzbrojenia: por. Stanisław Listopad „Włodzimierz”,
Oficer Mundurowy: pchor. Tadeusz Krzesimowski „Róg”,
Płatnik: ppor. Jan Pawlikowski „Baca”.
W założeniu pułk miał się składać z trzech batalionów po trzy kompanie. I batalion tworzyło zgrupowanie „Swojaka”, ale jak pamiętamy zostało ono przez Niemców rozbite. Do dowództwa pocierały pogłoski o ocaleniu części batalionu, ale nie były one potwierdzane. Po bitwie pod Pielaszowem spływały do zgrupowania jedynie małe grupy żołnierzy. Licząc się z nieodwracalną utratą batalionu „Swojaka”, ppłk „Lin” zamierzał uzupełnić uszczuplony pułk nadwyżkami z mobilizacji w Obwodzie Opatów. W związku z tym oddał pod rozkazy mjr. „Kruka” oddział BCH ppor. Eugeniusza Fąfary „Nawrot”. „Lin” nakazał także przejście w rejon Wszachowa zgrupowaniu kpt. Dezyderiusza Lenartowicza „Wierny”, który po przeciwnej stronie Pasma Jeleniowskiego przeprowadził mobilizację placówek Obwodu Opatów i dysponował ok. 130 ludźmi. Siły te nie mogły jednak dotrzeć do miejsca koncentracji pułku ze względu na wielkie nasycenie terenu oddziałami niemieckiej 4 armii pancernej. Podjęto także decyzję o nawiązaniu kontaktu z batalionem BCH, który nie wykonał rozkazu oraz z innymi oddziałami, które pozostały poza linią frontu. Już od następnego dnia wysyłano do nich patrole.

Dowódcą II batalionu został kpt. Tadeusz Pytlakowski „Tarnika”, a jego adiutantem: ppor. Wacław Podlewski „Wicher”. W skład batalionu weszły 4 kompania „Jędrusie” oraz 5 kompania „Białe Barwy”. Brakująca 6 kompania została utworzona z żołnierzy z placówek AK Baćkowice i Iwaniska oraz oddziału LSB Mieczysława Kazimierskiego „Orkan”.  Konny zwiad 4 kompanii „Jędrusie” został powiększony, gdyż przeniesiono tu konnych zwiadowców z 5 i nowo powstałej 6 kompanii. Pododdział ten został konnym zwiadem II batalionu, a jego dowódcą mianowano wachmistrza Edmunda Banaczkiewicza „Edmund”.

Dowódcą III batalionu został: kpt. Stefan Kępa „Pochmurny”, a jego adiutantem: pchor. Witold Józefowski „Miś”. Batalion składał się z dotychczasowych kompanii: 7, 8 i 9 oraz sekcji konnego zwiadu batalionu pod dowództwem ppor. Józefa Zawadzkiego „Habdank”. Łatwo zauważyć, że w przyjętej strukturze brakuje 3 kompanii por. „Sztaby” (wchodzącej formalnie w skład nieistniejącego I batalionu). Składała się ona z niepełnego plutonu dlatego została rozwiązana, a jej żołnierzy rozdzielono jako uzupełnienie do innych drużyn głównie w 7 kompanii.

Współpraca z sowietami

Skoncentrowane siły AK miały być użyte w walkach o zajęcie Ostrowca Świętokrzyskiego, bądź w walkach o Kielce. Wszystko zależało od sytuacji militarnej na froncie.

2 ppLeg. AK oraz współpracujący z nim batalion kpt. „Nurta” opanowały znaczny teren w okolicach Rakowa oraz na południe od Pasma Jeleniowskiego i szosy Opatów – Łagów (w granicach miejscowości Bardo – Nieskurzów – Łagowica – Rembów). Ten teren, łącznie ponad 150 km kwadratowych nazywany był Republiką Wszachowską. Na terenie tym trwała mobilizacja oddziałów oraz porządkowanie struktur 2 pułku. Miał on także duże znaczenie dla rozpoczynającej się kolejnej operacji sowieckiej.
5 sierpnia wyszło natarcie Armii Czerwonej w kierunku północnym prowadzone przez 13 armię i 1 armię pancerną gwardii. Jednocześnie część 3 armii pancernej gwardii otrzymała zadanie wyjścia na rubież Rakowa, a następnie atakowania w kierunku Opatowa i Ostrowca Świętokrzyskiego. Na lewej flance tych natarć przemykał się 7 korpus pancerny gwardii (d-ca gen. maj W. A. Mitrofanow), w składzie 55 brygady pancernej (d-ca płk D. A. Dragunskij), 56 brygady pancernej (d-ca płk Z. K. Ślusarenko) i 23 brygady zmotoryzowanej (d-ca płk A. A. Gołowaczew).

Dowództwo sowieckie wykorzystało fakt oczyszczenia przez jednostki polskie AK obszernego rejonu z sił niemieckich. Armia Czerwona zajęła teren bez walk osiągając podnóże Gór Świętokrzyskich. Na terenie obsadzonym przez jednostki 2 ppLeg. AK znalazła się 55 brygada pancerna gwardii płk Dragunskiego, a na terenie obsadzonym przez batalion „Nurta” 56 brygada pancerna gwardii płk Ślusarenki. Dowódcy sowieccy powiadomili stronę polską o zamiarze wejścia w strefę zajętą przez oddziały polskie i prosili o ułatwienie im planowanego ruchu i współpracę w rozpoznawaniu ugrupowań nieprzyjacielskich. Nawiązali kontakty z mjr. „Krukiem” kwaterującym w Zbelutce i kpt. „Nurtem” w Bardzie. Przedmiotem rozmów była sprawa wsparcia oddziałów sowieckich przez jednostki AK, głównie w zakresie głębokiego rozpoznania, zwiadu i dostarczania przewodników dla związków pancernych oraz wsparcia ich piechotą. Strona sowiecka wydała AK pewne ilości broni i amunicji, a strona polska przekazała Armii Czerwonej zdobyte plany umocnień na Nidzie i Grzędzie Małogoskiej oraz dane z wywiadu AK w odniesieniu do rozmieszczenia sił niemieckich, ich lotnisk polowych, składów osobowych, uzbrojenia itp. Przekazano też stronie sowieckiej wszystkich jeńców niemieckich.

Wspólne działania przeciwko Niemcom

Poczynając od 5 sierpnia 1944 r. oddziały AK ponowiły wspólne działania z oddziałami Armii Czerwonej skierowane przeciwko Niemcom. Niestety militarne współdziałanie trwało jedynie dzień.

Zgodnie z ustaleniami oddziały sowieckie i polskie, poczynając od ranka 5 sierpnia, nacierały na wyznaczonych kierunkach. Patrol z batalionu „Nurta”, dowodzony przez kpr. „Koguta”, rozpoznając na kierunku Łagowa, ostrzelał oddział niemiecki w tej miejscowości. Zginęło 4 Niemców, a reszta wycofała się przed nacierającymi czołgami sowieckimi. Inny oddział z tego samego batalionu, dowodzony przez ppor. Leszka Popiela „Antoniewicza”, wspólnie z oddziałem piechoty sowieckiej wykonał uderzenie za wycofującym się z Łagowa oddziałem niemieckim. Wziął także udział, wspólnie z jednostką czołgów sowieckich, w odparciu kontrataku na Łagów, w którym Niemcy ponieśli całkowitą klęskę. Wykonując dalsze działania oddział ten wspomagał jednostkę transporterów opancerzonych w rozbiciu pod Sędkiem mieszanej jednostki Wehrmachtu i własowców. Silne patrole z batalionu „Nurta” wspólnie z oddziałami zwiadowczymi wojsk sowieckich rozpoznawały także na kierunku Piórkowa i Nieskurzowa. Kompania por. Jerzego Stefanowskiego „Habdank” obsadziła zaś i utrzymała przełęcz między górami Szczytniakiem i Jeleniowską.
W walkach w rejonie Łagowa wziął także udział pluton saperów 2 ppLeg. AK, który towarzysząc czołgom sowieckim rozminowywał drogi lub wspierał czołgi jako piechota. Pluton ten wspólnie z sowietami minował następnie przejścia w Paśmie Jeleniowskim. W działaniach tych brali także udział saperzy z batalionu „Nurta”.

Na kierunku Opatowa pluton „Herwina” z kompanii „Nawrota” wraz z czołgami sowieckimi zaatakował kompanię Wehrmachtu w Nieskurzowie Starym. Nieprzyjaciel został rozbity, tracąc 5 poległych i wielu rannych, pozostawionych na polu walki. Pluton zdobył 15 kbk, 2 lkm-y, moździerz 81 mm i dwa wozy granatników przeciwpancernych „Panzerfaust”.
Wydzielony oddział z 4 kompanii „Jędrusie”, dowodzony przez ppor. Aleksandra Modzelewskiego „Warszawiak” w towarzystwie trzech czołgów sowieckich rozpoznawały na kierunku Baćkowice – Opatów, a pluton z 5 kompanii pod osłoną czołgów sowieckich wykonał naarcie na kierunku Iwaniska. Osiągnięto wschodni skraj lasu Kobylany (2 km od Iwanisk) spychając oddział Wehrmachtu. W walce został ranny z 5 kompanii i jeden sowiet. Zdobyto moździerz 81 mm i trochę broni.
W niedzielę, 6 sierpnia, trwały wspólnie prowadzone walki, głównie w rejonie Łagowa. Patrole z kompanii por. „Habdanka” pomagały wojskom sowieckim w rozpoznaniach na kierunku Nowa Słupia i Kielce. W starciu z nieprzyjacielem pod wsią Złota Woda wzięto do niewoli kilku jeńców i zdobyto broń. Wspólne działania w tym dniu polegały na wyszukiwaniu najdogodniejszego miejsca do rozwinięcia natarcia na kierunku Ostrowca Świętokrzyskiego.
Sowieckie oddziały sanitarne korzystały w szerokim zakresie z pomocy służb sanitarnych 2 pułku. Lekarze i sanitariuszki AK udzielali pomocy rannym żołnierzom sowieckim i organizowali ich transport do szpitala w Staszowie, dostarczając przewodników i konwojentów.

     Od 6 sierpnia nastąpiło znaczne osłabienie współdziałania z jednostkami sowieckimi. To samo dotyczyło także stosunków pomiędzy dowództwami. Zmiana ta nastąpiła z chwilą nadciągnięcia jednostek NKWD, posuwających się za frontem. Jednostki NKWD zatrzymywały oddziały polskie, dokonując przesłuchań. Pojedynczy żołnierze i małe patrole były rozbrajane, a często także aresztowane. Nawet cała drużyna ubezpieczająca została podstępnie rozbrojona, a jej żołnierze wywiezieni na przesłuchanie.
     Przykładem niech będą dzieje patroli wysyłanych do pozostających poza linią frontu oddziałów, które miały wchodzić w skład 2 ppLeg. Przybyli do dowództwa łącznicy poinformowali, że w Czajkowie przebywa batalion BCh „Wyrwy”, w Nieskurzy pluton LSB „Mariana”, a w okolicach leśniczówki Grzybów oddział AK kpt. Piotra Kabaty „Wujek” zmobilizowany w Podobwodzie Szydłów. 7 sierpnia wyruszyły trzy patrole, które miały nawiązać kontakt z tymi oddziałami. Dwa patrole wywodziły się z konnego zwiadu II batalionu 2 ppLeg. Patrol pod dowództwem wach. „Edmunda” miał dotrzeć do oddziału „Mariana”. Po wyjściu z lasów kurozwęckich został przechwycony przez NKWD i ślad po nich zaginął. Do dziś nie znamy ich losów. Patrol pod dowództwem kpr. Jana Działowskiego „Mały” miał dotrzeć do oddziału „Wujka”. Także on został zatrzymany przez NKWD, w Mostkach. Dowódca patrolu uciekł wprawdzie z prowizorycznego aresztu, ale nie udało mu się już dotrzeć do dywizji. 

Por. Józef Wiącek "Sowa" - zdjęcie przedwojenne.

     Na czele trzeciego patrolu stanął dowodzący 4 kompanią 2 ppLeg. por. Józef Wiącek „Sowa”. Jemu udało się uniknąć losu pozostałych, ale po przybyciu we wskazaną okolicę dowiedział się jedynie, że oddziały wywodzące się z BCh zostały rozwiązane, zaś kpt. „Wujek” został aresztowany. Patrol szczęśliwie powrócił następnego dnia do dywizji.

     10 sierpnia ten sam patrol pod dowództwem por. „Sowy” ponownie przedarł się na zaplecze frontu z zamiarem doprowadzenia do głównych sił zamelinowanych we wsi Wiązownica rusznikarzy. Tym razem patrol został jednak we wsi Mostki aresztowany przez NKWD i wieziony na wschód. „Sowa” uciekł z transportu we wsi Świniary, a kpr. Walenty Ponikowski „Walek” we wsi Budy Stalowskie. Obaj ukrywali się, ale mimo to ponownie zostali aresztowani już za sowieta. Pomimo okrutnego śledztwa i tortur przeżyli. Mniej szczęścia mieli rusznikarze. Warsztaty zostały skonfiskowane przez Armię Czerwoną, a oni sami aresztowani przez NKWD. Wszelki ślad po nich zaginął.
     Na terenie zajętym przez oddziały dywizji pojawiły się także grupy żołnierzy sowieckich (NKWD?) znających język polski, z zadaniem rozprowadzania manifestu PKWN i namawiania żołnierzy do dezercji i wstępowania do armii Berlinga. Należy przyznać, że liczba zaginionych, dezerterów i aresztowanych sięgała łącznie 15 proc stanów osobowych.

Negocjacje z kimś...

Stosunki z sowietami były coraz bardziej napięte. Ostatecznie wyszła on nich propozycja wszczęcia rozmów, choć od samego początku była to i z jednej i z drugiej strony gra w „kotka i myszkę”.

Por. Witold Józefowski "Miś", jeden z członków delegacji AK.

     Zaproszenie do rozmów wyszło od dowódcy 7 korpusu pancernego gwardii. Rozmówcy ze strony AK podają, że był to generał Muratow. W rzeczywistości jednak dowódcą tej jednostki był generał Mitrofanow. Wynika z tego, że stronie polskiej nie podano prawdziwego nazwiska, co w warunkach frontowych jest możliwe. O wiele bardziej prawdopodobne jest jednak, że rozmowy prowadził jakiś generał wojsk NKWD, podszywający się pod dowódcę 7 korpusu pancernego. Z perspektywy lat wiemy, że praktyki takie były powszechnie stosowane.
     Zgodnie z instrukcją Komendanta Okręgu także dowódca 2 DP nie ujawnił się. W jego zastępstwie miał występować mjr „Kruk”, dowódca 2 ppLeg., który oficjalnie miał być dowódcą wszystkich jednostek polskich. Na pierwsze rozmowy udał się jednak kpt. Stefan Kępa „Pochmurny” w asyście: por. Dionizego Mędrzyckiego „Reder” oraz ppor. Witold Józefowski „Miś”.
     Już podczas pierwszego spotkania oznajmiono im, że oddziały polskie muszą się podporządkować PKWN i wejść do armii Berlinga. Jako argument podano fakt, że w związku z zakończeniem okupacji niemieckiej na tym terenie zadania polskich oddziałów zostały wyczerpane. Polska delegacja zasłoniła się brakiem pełnomocnictw do podjęcia decyzji. Rozmowy zostały odroczone, ale sowieci zażądali przybycia mjr. „Kruka” w celu sfinalizowania rozmów.
     Dowódca 2 dywizji nie miał zamiaru podporządkować się żądaniom sowieckim i rozwiązanie widział w wyprowadzeniu sił AK ze strefy sowieckiej przez płynną jeszcze linię frontu. Manewr ten wymagał przede wszystkim skoncentrowania sił polskich możliwie najbliżej frontu i to do tego w jego najsłabszym ogniwie. Aby zyskać na czasie dowódca dywizji podjął decyzję, że należy prowadzić pertraktacje taktownie i cierpliwie zyskując niezbędny czas na rozpoznanie frontu i zakończenie koncentrowania oddziałów.
     W nocy z 8 na 9 sierpnia oddziały AK przesunęły się z rejonu Zbelutki, Szumska, Barda oraz Łagowa i zgrupowane w okolicy: Nieskurzów – Wszachów – Stobiec. Nie budziło to zastrzeżeń strony sowieckiej bowiem właśnie we Wszachowie stacjonowało dowództwo 7 korpusu pancernego gwardii, a ruchy polskich oddziałów wyglądały na przygotowania do przyjęcia sowieckich żądań. Jednocześnie z przegrupowaniem w teren wyruszyły patrole z batalionu „Nurta”, które miały sprawdzić możliwości przejścia przez Pasmo Jeleniowskie.

Spotkanie we wsi Bardo I batalionu 2 ppLeg. z sowieckim zwiadem.

     9 sierpnia do sowieckiej kwatery we Wszachowie przybył mjr „Kruk” w towarzystwie oficerów, którzy prowadzili pierwsze rozmowy. Poprzednie propozycje sowieckie zostały powtórzone, ale już w formie bezwarunkowego żądania. Po wyjaśnieniu przyczyn „Kruk” ich nie przyjął. Grając na zwłokę „Kruk” zaproponował udział w rozmowach oficerów armii Berlinga, dla wyjaśnienia niektórych wątpliwości, oraz zawieszenie rozmów do czasu ich przybycia, jak również w celu porozumienia się z własnym, nadrzędnym dowódcą.
     Sytuacja stawała się coraz bardziej groźna dla strony polskiej. Sowieci przystąpili bowiem do niedwuznacznego koncentrowania swoich oddziałów obstawiając rejon zajęty przez oddziały dywizji. Z frontu wycofywano nawet czołgi, które ustawiano frontem w kierunku oddziałów AK. Dowódca dywizji zdawał sobie sprawę, że nadchodząca noc będzie miała kluczowe znaczenie dla istnienia podległych mu oddziałów. Przygotowując je do odskoku, podjęte zostały następujące decyzje:
- zezwolono na opuszczenie oddziałów przez żołnierzy poniżej 18 lat, ojców rodzin i jedynych żywicieli rodziny,
- zezwolono na odejście żołnierzy o słabym zdrowiu, albo z obrażeniami na ciele,
- zezwolono także na odmeldowanie się ze służby tych żołnierzy, którzy wywodzili się z innych okręgów AK lub podjęli służbę na skutek ukrywania się przed Niemcami, a nie z pobudek patriotycznych.
     W wyniku tych działań odeszła znaczna ilość ludzi. Dotyczło to głównie 2 ppLeg. Z 4 kompanii „Jędrusie” odeszła większość żołnierzy, którzy pochodzili z podokręgu Rzeszów AK. Ogólnie stan liczbowy pułku zmniejszył się do ok. 60 proc. stanu z 4 sierpnia. Zmiana ta wpłynęła jednak na polepszenie uzbrojenia pojedynczego żołnierza.
     W tym samym czasie rozpoznanie „Nurta” stwierdziło, że Niemcy utrzymują w swoich rękach szosę z Łagowa do Nowej Słupi, ryglując przejście pomiędzy Świętym Krzyżem, a Górą Jeleniowską. Droga Piórków Podłazy – Jeleniów jest zamknięta zasiekami i zaminowana na wlocie do Jeleniowa, ale jej odnoga do Skoszyna znajdowała się w rękach kompanii por. Jerzego Stefanowskiego „Habdank” z batalionu „Nurta”. Pluton pchor. Mieczysława Młudzika „Szczytniak” stał nawet na kwaterach w Kuninie, po północnej stronie Łysogór. Drużyna pchor. Zdzisława Rachtana „Halny” rozpoznawała możliwości przejścia w rejonie Góry Witosławskiej. Stwierdzono, że droga Nieskurzów – Rostylice jest wolna od nieprzyjaciela. Meldunki te dawały dobrą prognozę sforsowania Pasma Jeleniowskiego bez walki z oddziałami niemieckimi.
     Tymczasem trwały przewlekłe rozmowy w sowieckiej kwaterze, które miały dać oddziałom dywizji tak niezbędny czas. Wieczorem przybyli na rozmowy oficerowie polityczni z armii Berlinga. Nie wnieśli jednak do rozmów nic nowego. Według nich oddziały AK powinny złożyć broń, po czym oficerowie mieli być odesłani na punkt zborny do Jarosławia, a szeregowcy i oficerowie do ośrodków zapasowych na Lubelszczyźnie. Po przeszkoleniu mieli być rozdysponowani do dywizji polskich… pod dowództwem sowieckim. Mjr. „Kruk” odmówił wykonania sowieckich żądań stwierdzając, że w razie użycia siły oddziały AK będą się broniły, a ich zamiarem jest wyście z sowieckiej strefy i kontynuowanie walki pod własnym dowództwem. Rozmowy zakończyły się domniemaną zgodą strony sowieckiej na odejście dywizji.
     W nocy z 9 na 10 sierpnia oddziały AK przeszły dwiema kolumnami przez Pasmo Jeleniowskie: batalion „Nurta” posuwając się drogą Piórków – Skorzyn Stary, a 2 ppLeg. drogą Nieskurzów Stary – Rostylice.

Na ziemi niczyjej

10 sierpnia o świcie 2 ppLeg. AK oraz przebywające przy nim dowództwo 2 dywizji piechoty osiągnęły północne stoki Pasma Jeleniowskiego. Pułk znalazła się w niewygodnej sytuacji, pomiędzy płynnymi liniami frontu niemiecko-sowieckiego. 

Zajmując pozycje obronne na kierunku niemieckich punktów oporu, pułk rozłożył się biwakiem na zboczach gór Wesołówki i Witosławskiej. Na zachód od pułku znajdował się batalion kpt. „Nurta”, który kwaterował we wsiach Kunin i Skoszyn Stary.
Siły sowieckie nie przekraczały jeszcze Pasma Jeleniowskiego. Niemcy zaś nie zapuszczali się w lasy utrzymując punkty oporu, wzdłuż drogi Opatów – Szczegło – Nowa Słupia. Pomiędzy liniami frontu zajmował się pas ziemi niczyjej, szerokości 5-7 km w którym znajdowały się siły AK. Dalsze poruszanie oddziałów było jednak niemożliwe bowiem drogi były zaminowane. Na jednym z pól minowych uległ zniszczeniu wóz taborowy 7 kompanii. Dopiero po rozminowaniu przejść przez saperów oddziały ruszyły w dalszą drogę i wieczorem 10 sierpnia zajęły kwatery we wsiach Roztylice, Witosławice i Milejowice.

Wejście silnego zgrupowania AK w ten teren rozerwało ważną dla Niemców linię komunikacyjną, jaką była droga z Opatowa do Nowej Słupi przez Szczegło. Wysunięte oddziały niemieckie w rejonie wsi Nagorzyce i Janowice jednak nie interweniowały, lecz cofnęły się w kierunku Garbacza i Czerwonej Góry. W ten sposób 2 ppLeg. AK przez swoją dyslokację wiązał jednostki niemieckie na północ od Pasma Jeleniowskiego i pośrednio wpływał na powodzenie działań sowieckich.
Docierając w nowy teren pułk znalazł się jednocześnie w terenie przeznaczonym na koncentrację mobilizowanego w Obwodzie Opatów 3 ppLeg.AK. Ze względu na duże nasycenie terenu przez oddziały niemieckie przyniosła ona słabe efekty. W Kraszkowie przebywała jedynie kompania żołnierzy. Kwestia 3 pułku nie jest tematem tej części opracowania i dlatego przedstawiona zostanie jedynie w części dotyczącej wspólnych działań.
Już 10 sierpnia wieczorem dowodzący 2 dywizją piechoty „Lin” uznał, że oddziały zmobilizowane na terenie Obwodu Opatów, a czasowo wcielone do 2 ppLeg. powinny wrócić do macierzystego 3 ppLeg. Dotyczyło to głównie 6 kompanii por. Lucjana Gajdy „Świerk” oraz oddziału partyzanckiego ppor. Eugeniusza Fąfary „Nawrot”. Tak więc po sześciu dniach 2 pułk został „okrojony” do stanu pięciu kompanii.

Próba opanowania Ostrowca Świętokrzyskiego

11 sierpnia sytuacja militarna pozwoliła na rozpoczęcie działań zmierzających do opanowania Ostrowca Świętokrzyskiego co było jednym z planów 2 ppLeg. AK. Operacja ta miała być przeprowadzona wspólnie z oddziałami sowieckimi.

Od rana 11 sierpnia, działając na wysuniętych pozycjach i ochraniając koncentrację 3 ppLeg. AK, oddziały 2 pułku prowadziły działania rozpoznające siły niemieckie. Patrole, w sile do plutonu każdy, wyruszyły w kierunkach: Jeleniów, Stara Słupa, Sarnia Zwola, Waśniów, Garbacz, Czerwona Góra i Michałów. Potwierdziły one koncentrację wojsk niemieckich wzdłuż drogi Opatów – Waśniów i Waśniów – Nowa Słupia oraz na przełęczy Nowa Słupia – Łagów i na szosie Nowa Słupia – Bieliny. W kilku miejscach doszło do starć polskich patroli z patrolami lub ubezpieczeniami niemieckimi. W rejonie Jeleniowa patrol sierż. Stanisława Wiącka „Inspektora” z 4 kompanii „Jędrusie” zlikwidował wysunięte ubezpieczenie niemieckie, likwidując dwóch żołnierzy. Koło Janowic patrol pchor. Zbigniewa Kabaty „Bob” z tej samej kompanii rozproszył patrol niemiecki. W Sarniej Zwoli patrol pchor. Zdzisława Rachtana „Halny” z batalionu „Nutra” rozproszył niemiecki zwiad konny, zabijając dwóch kawalerzystów. Patrol z osłony sztabu 2 dywizji prowadzony przez kpt. Witolda Sągajłło „Sandacz” stoczył zaś walkę z niemieckim oddziałem podsłuchowym w Garbaczu.
Do najpoważniejszego starcia doszło we wsi Michałów i było udziałem oddziału ze składu 3 ppLeg. AK. Patrol z 2 kompanii ppor. Eugeniusza Fąfary „Nawrot” zaatakował oddział niemiecki. Do walki tej włączył się następnie, idący na odgłos strzałów, partol z Armii Czerwonej oraz posuwający się za nim sowiecki oddział rakietowy (nie wszystkie relacje potwierdzają udział w tym starciu oddziału „katiusz”). Efektem starcia było rozbicie oddziału Wehrmachtu stacjonującego we wsi oraz nadciągającej na pomoc niemieckiej kolumny. Do niewoli polskiej dostało się 15 żołnierzy wroga.

Pojawienie się oddziałów sowieckich było efektem posuwania się sił Armii Czerwonej w ślad za 2 ppLeg. AK i zajmowaniem oczyszczonego przez AK terenu. Sowieckie oddziały miały rozkaz przeprowadzenia rozpoznania na kierunku Ostrowca Świętokrzyskiego. Po otrzymaniu wiadomości, że na wschód od tego miasta koncentrują się oddziały mające wchodzić w skład 3 ppLeg. AK dowództwo sowieckie postanowiło do nich dotrzeć, aby wspólnie zaatakować miasto z dwóch kierunków: od wschodu (oddział kpt. Dezyderiusz Lenartowicza „Wierny” z 3 ppLeg AK), i od zachodu (2 ppLeg. AK i I batalion 3 ppLeg. AK). Zagon pancerny w składzie 6 czołgów i kilku transporterów opancerzonych ze składu 55 brygady pancernej gwardii, prowadzony przez żołnierzy AK, przedarł się aż pod Bodzentyn. Dalszy marsz został zatrzymany przez niemiecki kontratak. W walce utracono jeden czołg i jeden transporter. Znajdując się w sytuacji bez wyjścia, część załóg sowieckich porzuciła swój sprzęt i ukryła się wśród ludności polskiej a następnie próbowała dotrzeć do swoich oddziałów lub sił AK.
Rozbicie sowieckiego oddziału, a co za tym idzie nienawiązanie kontaktu z oddziałami AK znajdującymi się na wschód od Ostrowca zakończyło jedyną próbę opanowania miasta przez oddziały AK przy wsparciu Armii Czerwonej.

Niebezpieczna stabilizacja

Chwilowe ustabilizowanie linii frontu sprawiło, że 2 ppLeg. AK znalazł się w niebezpiecznym położeniu. W związku z tym nakazano opuszczenie dotychczasowych miejsc postoju i przemarsz w rejon Świętego Krzyża.

Linia Samborzec – Iwaniska – Nowa Słupia została utrzymana przez wojska niemieckie szykujące się dodatkowo do uderzenia  w kierunku na Łagów. W wyniku realizacji tego planu siły AK znalazły by się w centrum walk, a nie mogły by liczyć zapewne na wsparcie sowieckie. Dodatkowo nie można było liczyć na przeprowadzenie ataku na Ostrowiec Świętokrzyski. Z drugiej strony pojawienie się oddziałów Armii Czerwone w odległości około 15 km od Kielc nasuwało przypuszczenie, że zamiarem dowództwa sowieckiego jest szybkie opanowanie miasta. Biorąc pod uwagę powyższą sytuację zgrupowanie AK otrzymało rozkaz przemieszczenia się do głównego masywu Gór Świętokrzyskim, aby w odpowiedniej chwili mogło wziąć udział w walkach o Kielce.

Wieczorem 11 sierpnia 2 ppLeg. AK, I batalion 3 ppLeg. AK oraz oddział dyspozycyjny dowódcy 2 dywizji piechoty (batalion „Nurta”) opuściły dotychczasowy rejon zakwaterowania, a tym samym teren Inspektoratu Sandomierz. Zgrupowanie nocnym marszem przeszło na teren Obwodu Kielce AK z zajęło teren na północ od Świętego Krzyża. Oddziały zostały rozmieszczone we wsiach Dębno, Szczygiełkowa Wola, Jeziórko i Brandys.

Wybór tego rejonu na miejsce wstępnej koncentracji sił inspektoratu sandomierskiego do planowanych walk o Kielce był słuszną decyzją. Położony na uboczu, otoczony z trzech stron lasami był stosunkowo wygodny do ewentualnej obrony. Rejon koncentracji został otoczony siecią ubezpieczeń, a niektóre drogi dojazdowe zostały zaminowane. Na zajętym terenie znajdowały się jedynie nieliczne siły niemieckie: w Bodzentynie kwaterował liczący około 60 ludzi oddział ochrony kwaterującego tam sztabu 71 pułku piechoty górskiej, a w kopalni pirytu w Rudkach, liczący 18 żołnierzy oddział ochrony zakładu („Werkschutz”). W kolejnych dniach należało jednak spodziewać się prób wejścia na teren opanowany przez AK dalszych sił niemieckich z wchodzącego na linię frontu 48 korpusu niemieckiego.
Jako pierwsze na teren opanowany przez AK próbowały wejść oddziały legionów wschodnich w służbie niemieckiej, ale dwie z nich zostały rozbite w rejonie Bodzentyna. Dowództwo zgrupowania AK podjęło także działania wyprzedzające niemiecką aktywność.

13 sierpnia wydzielony oddział z batalionu kpt. „Nurta” zajął i obsadził stacyjkę Trójkąt na linii kolejki wąskotorowej Zagnańsk – Baszowice. Inne pododdziały z batalionu opanowały pociąg na tej linii kolejowej i rozbroił jego konwój, i wreszcie opanowano kopalnie pirytu w Rudkach rozbrajając jej straż ochronną (zdobyto karabin maszynowy, dwa pistolety maszynowe, 15 karabinów i duże ilości żywności).
Niefortunnie zakończył się natomiast wypad po broń w rejon Łagowa. Patrol z 3 pułku został przechwycony przez sowietów i rozbrojony, a jego żołnierze aresztowani i uwięzieni.
W zajętym terenie 2 pułk pozostał do 15 sierpnia. Tego dnia uroczyście obchodzono Święto Żołnierza, ale jednocześnie od pułku dotarły rozkazy nakazujące mu marsz na pomoc walczącej Warszawie. Rozpoczęła się akcja „Zemsta”. Udział w niej 2 pułku został opisany…….

Źródła

Pisząc powyższy tekst korzystaliśmy z następujących źródeł:

Borzobohaty W. „JODŁA”,
Dąbrowski E. „Szlakiem Jędrusiów”,
Gruszczyński W. „Lotna sandomierska”,
Korczak M. „Życie na włosku”,
Sierant P. „2 Pułk Piechoty Legionów Armii Krajowej”,
Strona Internetowa: Miejsca Pamięci Narodowej Powiatu Sandomierskiego: http://pamiec.sandomierz.pl/index.php?id=153
Sułkowski A. „U podnóża Gór Świętokrzyskich”,
Więckowski J.W. „Podobwód Armii Krajowej Osiek”.

Wróć